Magdalena Fręch szczerze o grze w kadrze. "Wydatek energetyczny jest podwójny"

Getty Images / Christian Kaspar-Bartke / Na zdjęciu: Iga Świątek i Magdalena Fręch
Getty Images / Christian Kaspar-Bartke / Na zdjęciu: Iga Świątek i Magdalena Fręch

- Granie dla kadry to zupełnie inne obciążenie psychiczne, psychofizyczne. To coś zupełnie innego - powiedziała Magdalena Fręch na kilka dni przed wylotem do Malagi, gdzie zagra w reprezentacji Polski w finałach Billie Jean King Cup.

Za Magdaleną Fręch znakomity sezon, który skończy na najwyższym dla siebie miejscu w karierze. Aktualnie jest 24. rakietą na świecie w rankingu WTA, a we wrześniu sięgnęła po premierowy tytuł w turnieju WTA 500 w Guadalajarze.

Nie może jednak powiedzieć, że to koniec grania w tym roku. Pozostał ostatni akcent - finały Billie Jean King Cup w Maladze. Fręch zagra tam razem z Igą Świątek, Magdą Linette, Mają Chwalińską i Katarzyną Kawą.

Przed rokiem Biało-Czerwone przegrały w fazie grupowej. Teraz zmienił się format i zagrają w 1/8 finału z Hiszpankami, a w ćwierćfinale na zwyciężczynie czekają już Czeszki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Kompromitacja bramkarza. Kuriozalny gol w Meksyku

- Granie dla kadry to zupełnie inne obciążenie psychiczne, psychofizyczne. To coś zupełnie innego. W tenisie gramy na co dzień dla siebie, bo to sport indywidualny. To ja wygrywam i przegrywam, tu jest inaczej, reprezentujemy nie tylko siebie, więc wydatek energetyczny jest podwójny, jak nie potrójny. Jestem na to przygotowana, wiem z czym to się wiąże. Zakończyłam sezon wcześniej, jestem po roztrenowaniu, wracam po raz drugi, więc to nie jest łatwa dla mnie sytuacja, ale dam z siebie wszystko - zapewniła Fręch podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez Polski Związek Tenisowy.

Indywidualnie celem dla Fręch była pozycja w Top 50, ale z czasem się to zmieniało i rosło. - Cele, które założyliśmy, zrealizowaliśmy w drugiej połowie sezonu, więc potem było budowanie coraz lepszego rankingu. Nie cel rankingowy był dla nas ważny, ale taki, żeby cieszyć się grą, rozwijać się, dużo lepiej podchodzić do tego, co się dzieje na korcie, lepiej analizować. Przełomowe było wygranie turnieju WTA, żeby przy moim nazwisku widniało trofeum. Zawsze o tym marzyłam - wyznała tenisistka.

- Nie stawiam sobie celu rankingowego ponad wszystko. Każdy dobry mecz w Wielkim Szlemie to zastrzyk do rankingu. Będę skupiać się na tym, by poprawiać wyniki w turniejach wielkoszlemowych - dodała.

Trafioną okazała się decyzja Fręch o tym, by po US Open nie odpuszczać turnieju WTA 500 w Meksyku, co uczyniła większość zawodniczek z czołówki. - Guadalajara była tytułem niespodziewanym. To wychodziło z meczu na mecz, nie jechałam z nie wiadomo jakim nastawieniem. Wiele się zmieniło: wiem, że mogę, że jestem w stanie wygrywać turnieje, jestem w stanie grać z dnia na dzień, nawet poprawiać swój poziom. Dało mi to dodatkowy zastrzyk energii do treningów. Wpłynęło to na to, że teraz mentalnie, kiedy decydują 2-3 piłki, lepiej podejmuję decyzje w tych najważniejszych momentach, a to jest kluczowe - wykorzystanie swoich atutów - wyjaśniła.

Choć Fręch pochodzi z Łodzi, trenuje w zupełnie innym miejscu. - Teraz jestem łodzianko-bytomianką. Bytom to dla mnie drugi dom, zawsze mogę liczyć na prezesa. Jak będę potrzebowała miejsca do treningu czy bazy, to przyjmą mnie z otwartymi ramionami. W Łodzi na początku kariery miasto nie wykazywało chęci pomocy, wsparcia, pomimo że o to prosiłam, a były to drobne rzeczy - zakończyła.

Turniej finałowy Billie Jean King Cup rozpocznie się 13 listopada i wtedy też swój pierwszy mecz rozegra reprezentacja Polski.