Kilkanaście dni temu południową Hiszpanię nawiedziła ogromna powódź. Najgorzej było w okolicach Walencji, gdzie zginęło ponad 200 osób, a kilkadziesiąt dalej uznane jest za zaginione. Niestety teraz może dojść do powtórki kataklizmu. I to w samym środku tenisowego święta.
"Tego boją się najbardziej"
W Maladze, w środę, mecz Polska - Hiszpania miał otworzyć turniej finałowy Pucharu Billie Jean King. Iga Świątek, Magdalena Fręch, Magda Linette, Maja Chwalińska i Katarzyna Kawa o 17:00 miały rozpocząć walkę o tytuł najlepszej drużyny globu.
Niestety, we wtorek gruchnęła wiadomość o tym, że nad Malagę i cały region Andaluzji nadciąga cyklon. W mieście został ogłoszony czerwony alert. Mimo to organizatorzy długo zwlekali z podjęciem jakichkolwiek kroków, a decyzja o odwołaniu meczu Polska - Hiszpania zapadła dopiero tuż przed południem w środę.
ZOBACZ WIDEO: Parada sezonu? Niewykluczone. Jak on to wyjął?!
- Organizatorzy późno zareagowali. Śledziłem wczoraj do późnych godzin czy ITF, BJKC opublikuje jakąś informację w tej sprawie, lecz była nieustanna cisza. Dopiero koło 11:30 zamieszczono komunikat, że mecz Polek jest przełożony z uwagi na zagrożenie pogodowe - opowiada nam przybywający na miejscu Szymon Stępień, dziennikarz magazynu "Tenis Klub".
Obrazki w internecie z Malagi mogą przyprawiać o przerażenie. Niektóre ulice zamieniły się w rwące rzeki. Czy reprezentantki Polski są bezpiecznie?
- Tak, nie boimy się. Na szczęście w naszym ośrodku dotychczas jest dosyć spokojnie. W centrum Malagi sytuacja wygląda znacznie gorzej i tam woda mocno spływa z wyżej położonych terenów - tłumaczy jeden z trenerów kadry Maciej Domka.
Sytuacja może jednak jeszcze się pogorszyć. Wszystko dlatego, że największe opady mają przyjść dopiero za kilka godzin.
- Lokalsi są raczej spokojni. To mocna ulewa i najbardziej groźna jest woda z gór, która ma spłynąć na Malagę. Tego boją się najbardziej. Sam opad nie jest jeszcze takim Armagedonem, ale wedle prognoz najgorzej ma być dopiero wieczorem - tłumaczy Domka.
"Stach jest"
Już w zasadzie około południa miasto niemal opustoszało. Ludzie przygotowywali się na nadchodzący kataklizm. Szymon Stępień opowiada, że zostały zamknięte wszystkie instytucje publiczne, sklepy oraz bary.
- Rozmawiałem z ludźmi i tłumaczyli mi, że w centrum miasta nie powinno być tak źle, natomiast jeśli chodzi o pobliskie miasteczka, czy też tereny przyrzeczne, to tam sytuacja może wyglądać znacznie gorzej - opowiada.
Uważa, też, że mieszkańcy dmuchają na zimne przez to, co wydarzyło się w Walencji. A czy sam boi się dalszego rozwoju wypadków?
- Strach jest, nie ukrywam. Mnie ta informacja mocno wczoraj przeraziła zaraz po przylocie do miasta. Myślę, że ludzie są spokojni, lecz do końca nikt nie wie, czego tak naprawdę można się spodziewać - opowiada Stępień.
Mecz Polska - Hiszpania został przełożony na piątek i ma rozpocząć się o godz. 10:00. Czy dwudniowa przerwa nie wybije naszej reprezentacji z rytmu?
- To chyba nawet lepiej. W czwartek pogoda ma się unormować i będziemy mieli dzień na normalny trening. Środę mamy zdezorganizowaną, ponieważ długo czekaliśmy na wiadomość, a teraz nic się nie dzieje. Dobrze, że będziemy mieli jeden dzień, by wrócić do zwyczajnego rytmu pracy - podsumowuje Maciej Domka.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty