Magdalena Fręch: Jestem w stanie wytrzymać wszystko

Getty Images / Simon Barber / Na zdjęciu: Magdalena Fręch
Getty Images / Simon Barber / Na zdjęciu: Magdalena Fręch

Magdalena Fręch, 25. rakieta świata, w wywiadzie dla nas opowiada o swojej nowej wielkiej pasji, o tym jak polski biznesmen pomógł przedostać się na igrzyska w Paryżu oraz o relacjach z Linette i Świątek.

Magdalena Fręch to aktualnie 25. rakieta świata, choć kilka tygodni temu była już 22. W rankingu WTA wszech czasów jest czwartą Polką, wyżej od niej były tylko Iga Świątek (1.), Agnieszka Radwańska (2.) i Magda Linette (19.). Teraz jednak jest drugą rakietą naszego kraju i nadzieją na sukcesy dla polskiego tenisa w przyszłym sezonie.

Polka i jej koleżanki startują w finałach ostatniego turnieju w roku - Billie Jean King Cup. Łodzianka wystąpi u boku Świątek, Linette, a także Mai Chwalińskiej i Katarzyny Kawy. Nasza kadra w pierwszym meczu mierzy się z Hiszpankami. W ramach tej rozgrywki odbędą się dwa spotkania singlowe oraz jedno deblowe. Tenisistki do gry wyznaczą kapitanowie zespołów, w przypadki reprezentacji Polski - Dawid Celt.

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: To jak to było z tym helikopterem, którym wspólnie z Magdą Linette leciałyście na igrzyska do Paryża?

Magdalena Fręch, tenisistka, aktualnie 25. rakieta na świecie: To takie momenty, których się nie zapomina. Było tak, że w turnieju w Pradze obie dotarłyśmy do finału, co spowodowało, że prawdopodobnie nie zdążyłybyśmy do Paryża na ceremonię otwarcia igrzysk. Tym bardziej że wtedy zamknięte miało być niebo nad stolicą Francji. Wtedy Magda zapytała na X, co zrobić, gdy przesuwają ci godzinę meczu, a nie ma się prywatnego samolotu i nie zdąży się do Paryża. Odezwał się szef InPost. Pomoc pana Rafała Brzoski była nieoceniona. To, jak zostało to zorganizowane i jak byłyśmy w stanie dolecieć na czas, na samo rozpoczęcie igrzysk, było wręcz niebywałe. Dzień wcześniej nawet nie zdawałyśmy sobie sprawy, że możemy aż tak szybko się tam dostać.

ZOBACZ WIDEO: Parada sezonu? Niewykluczone. Jak on to wyjął?!

Miałyście w ogóle jakąś alternatywę, jakiś pomysł jechania na przykład drogą lądową?

Nie, miałyśmy jedynie lot na kolejny dzień, wtedy dotarłybyśmy w niedzielę, czyli w ostatniej chwili.

Jak wspominasz same igrzyska?

To coś zupełnie innego niż nasze turnieje. Zupełnie nieporównywalna skala. Cała wioska olimpijska, cały pomysł, jak to wygląda, to jest coś specjalnego, czego warto zaznać będąc sportowcem. To wielkie emocje i niezapomniane chwile, zwłaszcza że w wiosce spotykamy się z zawodnikami z różnych dyscyplin, bo jest wspólna stołówka i przestrzeń. Normalnie w trakcie sezonu nie ma na to szans.

Udało ci się zobaczyć innych sportowców w akcji?

Niestety nie, ponieważ przyleciałam na ostatnią chwilę. Miałam tylko jeden dzień na przygotowania na miejscu, padało, więc nie było nawet możliwości na trening, zagrałam tylko rozgrzewkę, a po przegranym spotkaniu wracałam do Polski. Musiałam szybko lecieć do kraju, żeby już wylecieć do Kanady, gdzie nie byłam pewna gry w turnieju głównym i musiałam być gotowa na eliminacje.

Teraz ten problem ci nie grozi, bo z uwagi na miejsce w rankingu nawet będziesz rozstawiona w turnieju wielkoszlemowym. Taki był też cel na ten sezon?

Oj tak. To była dodatkowa motywacja, bo rywalki też inaczej mnie postrzegają. Rozstawienie wiąże się z wyższym rankingiem, który wypracowałam nie przez jeden turniej, ale stabilną grę przez dłuższy czas. Z mojej perspektywy będzie to fajne doświadczenie, bo jeszcze nigdy nie byłam rozstawiona w turnieju wielkoszlemowym. Zawsze gdzieś w I-II rundzie można było trafić na zawodniczki rozstawione, a teraz dopiero w III czy IV. To fajny prognostyk przed tym, żeby się przygotować na dłuższy udział w turnieju.

Teraz czas na Billie Jean King Cup, coś innego od turniejów, ale też igrzysk. Zdarzało ci się być liderką kadry, ale teraz jest w Maladze Iga Świątek i Magda Linette, Maja Chwalińska czy Kasia Kawa. Można liczyć na dobry wynik?

Grałyśmy już nie raz, więc na pewno będzie bardzo fajna atmosfera. Liczymy też, że polscy kibice dopiszą w pierwszym spotkaniu, bo gramy z Hiszpankami, które są u siebie w domu i na pewno będą miały wsparcie fanów. Będzie to bardzo ciężki mecz, biorąc pod uwagę, że są tu zupełnie inne emocje. My na co dzień gramy dla siebie, dla rankingu, a tutaj trzeba grać dla całej drużyny, dla całego kraju. To tak naprawdę zmienia bardzo podejście i wydatek energetyczny.

Z Magdą Linette i Igą Świątek widujesz się ostatnio częściej na turniejach. Macie okazje spędzać razem czas, trenować czy wspierać podczas meczów?

To, że gramy razem w reprezentacji, to jest taki dodatkowy bodziec, żeby się wspierać, napędzać. To fajne przeżycie, że trzymamy się we trzy w Top 40, jest to coś specjalnego, czego nie było w polskim tenisie i mam nadzieję, że to potrwa jak najdłużej. Teraz każda z nas jest w innej fazie przygotowań do kolejnego sezonu, więc na pewno nie jest to łatwe zebrać wszystkie zawodniczki na ostatni turniej i stworzyć taką atmosferę, żeby odnieść sukces w Maladze.

Kiedy byłaś za plecami dziewczyn, goniłaś Magdę Linette w rankingu, to było dla ciebie motywujące?

To pokazywało, że jesteśmy w stanie rywalizować na najwyższym poziomie, grać z najlepszymi i wygrywać. Zawsze starałam się patrzeć tylko na siebie. Oczywiście wspieramy się z dziewczynami, gratulujemy sobie sukcesów, ale najbardziej skupiam się na sobie.

Czy ty, podobnie jak wiele innych tenisistek, jesteś zmęczona natężeniem turniejów? Jak się czujesz przed ostatnim wydarzeniem sezonu?

Nie jest łatwo, bo faktycznie jest tych zawodów sporo. Niektóre turnieje trwają dwa tygodnie, ale staram się nie narzekać. Na przykład dzięki temu jest więcej czasu na to, żeby na turnieju zobaczyć coś więcej niż hotel i korty. Zaczęłam patrzeć w inny sposób na to, gdzie jestem. Staram się korzystać z dobrodziejstwa tego zawodu i jeśli już gdzieś jestem, to chcę zobaczyć coś więcej i pozwolić odpocząć głowie. To świetny odpoczynek mentalny. Najważniejsze, żeby pracować nad takim balansem od początku sezonu, wtedy zmęczenie jest mniejsze. Zaczęłam robić tak w tym roku i widzę zdecydowanie poprawę.

Jak wygląda twój dzień meczowy i taki, gdy nie występujesz?

Jeżeli mam dzień wolny w turnieju, staram się zagrać lżejszy trening. Stawiam na stuprocentową regenerację, dobre jedzenie. To jest bardzo ważny aspekt, żeby właśnie dobrze zjeść w dzień przed meczem. W dzień meczowy najadanie się nie jest wskazane. Kiedy już odpoczywam po turnieju, to staram się właśnie gdzieś pojechać, coś zobaczyć, zwiedzić największe atrakcja. To inna forma aktywnego odpoczynku.

No i jakie miejsce zrobiło na tobie największe wrażenie?

Może nie turniejowe, ale… w Orlando bardzo mi się podobało. Złapałam tam zajawkę na parki rozrywki. Podczas ćwierćfinału turnieju w Meksyku, w Guadalajarze, trener mi obiecał, że jak wygram, to będzie niespodzianka. Że znów tam pojedziemy i było to - przyznam - motywujące. Taki dodatkowy bodziec! Pobyt w takim parku zaczęłam postrzegać jako rodzaj treningu. Robi się bardzo dużo kilometrów w ciągu dnia i jest to połączone z emocjami. I to też uczy, że są też inne ważne rzeczy, a nie tylko ten tenis.

Nie wiedziałam o istnieniu Universal Studio, tam trafiliśmy przypadkiem. I pomyślałam wtedy, że mam możliwość jeżdżenia po świecie, więc mogę zrobić sobie takie zadanie, żeby zobaczyć tych parków jak najwięcej. I tak przerodziło się w pasję. Teraz korzystam z każdej możliwej okazji.

Otworzyłaś się też bardziej na kibiców, regularniej publikujesz, jest więcej interakcji z twojej strony. To też efekt zmian?

To zależy od tego, czy ja czuję, czy chcę się z kimś dzielić daną chwilą. Social media to tak naprawdę bezpośredni kontakt pomiędzy zawodnikiem a kibicem. Mam wpływ na to, co udostępniam i co chcę przekazać. Założyłam sobie, że nie pokazuję rzeczy prywatnych, jedynie migawki z podróży czy czasu wolnego. Takie momenty czy to, jak wyglądają turnieje od kuchni, to coś, co może fanów interesować.

Gdybyś miała wskazać jedną rzecz, która zmieniła się u ciebie na przestrzeni lat, dzięki której jesteś w najlepszym dla siebie miejscu w rankingu, co by to było?

Myślę, że przede wszystkim dojrzałość w podejmowaniu decyzji na korcie. Do tego dużo bardziej agresywna gra, lepsze przygotowanie fizyczne i taki spokój, że wiem, że jestem w stanie wytrzymać wszystko i będę przy tej piłce w dobrym momencie. I ta zmiana myślenia, żeby nie bać się zaryzykować na korcie.

Czyli po prostu dojrzałość?

Wiele elementów się na to złożyło, ale tak, można to po prostu nazwać dojrzałością.

Rozmawiała: Dominika Pawlik, WP SportoweFakty 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty