Agnieszka Radwańska w grze otwierającej niedzielne pojedynki dobrze zaczęła, ale była potem bezradna wobec Yaniny Wickmayer. Czego zabrakło? - Asa przy piłce meczowej - mówi Wiktorowski. A najlepsza polska tenisistka nie wykorzystała trzech kolejnych piłek, które mogły dać Polsce w Bydgoszczy prowadzenie 2-1.
- Zbyt pasywnie zagrała Isia przy 5:4 w trzecim secie - mówi kapitan. - Wickmayer sobie zwycięstwo wyserwowała - komentuje. - Nie wiem kto musiałby stać po drugiej stronie siatki, by "wyjąć" jej zagrania. Może Serena, może sama Wickmayer - mówi.
ZOBACZ: Honorowa wygrana deblistek kończy mecz zmarnowanych szans
- Każdy pojedynek był prowadzony w sposób zacięty: mogło się skończyć 3-2, ale w drugą stronę. Isia miała już rozłożoną Wickmayer, a Marta była blisko drugiego seta - mówi. Wiktorowski nie zrzuca całej winy na swoją pierwszą singlistkę. - Iśka robiła co mogła. Ale Wickmayer gra prosty tenis i jeżeli spadnie jej forma, niewiele zdziała. Agnieszka jest zawodniczką bardziej kompletną i ona zawsze będzie w stanie takie spotkania wygrać - tłumaczy.
- Prawdę mówiąc, po singlu powinno być w najgorszym wypadku 2-2 - mówi. W szatni wesoło nie mogło być. - Takie emocje przeżywaliśmy w zeszłym roku w meczu z Japonią, ale też wcześniej z Brytyjkami w Estonii - wspomina mecze, które utorowały drogę do Grupy Światowej II.
O porażce zadecydowała przegrana gra Marty Domachowskiej z Kirsten Flipkens. - Marta miałaby o wiele większe szanse przy stanie 2-1. Wyszłaby na kort pewniej, gdybyśmy wtedy prowadzili, gdyby Isia zdobyła ten punkt. Ale Flipkens pokazała jednak dobry tenis - przyznaje opiekun kadry kobiet.
Co ma do powiedzenia o Domachowskiej, która nie wykorzystała dwóch setboli w tie breaku drugiego seta? - Można grać pięknie i przegrać, a brzydko i wygrać: oto jest dylemat. Marta jest przygotowana do sezonu - zapewnia. - To nie jest tak, że rozrysujemy sobie taktyczny schemat jak grać - mówi o perypetiach warszawianki w decydującej niedzielnej grze. - Ma umiejętności na pięćdziesiątkę rankingu, choć dzisiaj to raczej na drugą pięćdziesiątkę - twierdzi.
- Marta zaliczyła zwykły falstart. Ona potrzebuje wygrać dwa-trzy takie mecze, kiedy jest bliska rozstrzygnięcia - mówi, dokładnie trafiając w kwestię. Domachowska wystąpiła w tym roku w trzech spotkaniach, wszystkie przegrała: zmarnowała piłkę meczową w Melbourne, świetnie zaczęła pojedynek z Wickmayer i fatalnie z Flipkens. - Gdy się w końcu przełamie, uwierzy, że ma broń, którą może wykorzystać - tłumaczy Wiktorowski.
Jako kapitan odnosił sukcesy na arenie europejskiej z kadrą 16-latek. Co z jego ówczesnymi podopiecznymi rocznika 1992: Magdą Linette, Paulą Kanią, Klaudią Gawlik, Sandrą Zaniewską? - Rozwijają się i będą się rozwijały. Rok starsza jest Kasia Piter, która ze swoim przygotowaniem znajduje się w szerokiej, sześcioosobowej kadrze na Puchar Federacji - mówi.
Drugą polską singlistką, gdyby nie kontuzja Urszuli Radwańskiej, byłaby właśnie młodsza z krakowskich sióstr. - Ula całkiem nieźle radzi sobie w tym sezonie, brawo dla niej za kwalifikacje w Sydney. No a w Melbourne trafiła na Serenę - ocenia Wiktorowski. - Jest wciąż zawodniczką perspektywiczną - dodaje.
W dniach 24-25 kwietnia baraże o Grupę Światową II na przyszły sezon. Losowanie (potencjalni rywale: Kanada, Japonia, Szwecja, Słowenia) w środę. Kto zagra wtedy w singlu w biało-czerwonych barwach? - Mamy dwa miesiące i nie mogę teraz powiedzieć czy obok Agnieszki powołana będzie Ulka czy Marta - mówi kapitan.
Porażka, po niezwykle zaciętych grach, utwierdziła w przekonaniu także Wiktorowskiego, że Polska jest w stanie awansować do grona najlepszych ośmiu drużyn kobiecych świata. - Jest to w naszym zasięgu - mówi. - Jest parę drużyn, które możemy pokonać i Belgia była jedną z nich.