Jak to często w tenisie bywa, dla kogoś kto pokonał jedną z gwiazd turnieju, najtrudniejszy jest następny mecz. Berdych ograł samego Federera, ale tonował optymizm. Po pierwszej partii wydawało się, że Czech nie będzie w stanie utrzymać formy z poprzedniego meczu. W pierwszym secie nie wykorzystał żadnej z czterech szans na przełamanie (- Rozpocząłem wolno, bo odczułem jeszcze mecz z Rogerem), w przeciwieństwie do Verdasco, któremu jedno odebranie serwisu rywala pozwoliło wygrać seta.
W drugim secie początek znów należał do pochodzącego z Madrytu Fernando. Berdych jednak nie dał za wygraną i odrobił stratę przełamania. Doszło do tie breaka, w którym główną rolę odgrywały nerwy i błędy. Odrobinę mniej popełnił ich Czech i za trzecią piłką setową wyrównał stan. Decydujący set to świetna gra Berdycha, który przy stanie 3:3 zadał kluczowy cios, gdy odebrał serwis rywala. - To był świetny mecz - przyznał Czech, który w półfinale był także dwa tygodnie temu w Indian Wells.