- Jakoś tak zawsze jest z organizatorami, że jak się prosi o przełożenie meczu, to się go dostaje wcześniej - mówiła Radwańska w Sopocie po niedzielnej porażce z Maríą José Martínez w barażu Fed Cup. - Mówimy sobie w szatni, że lepiej prosić o wcześniejszą godzinę, to wtedy dadzą sesję nocną w środę.
Rozpoczyna się najtrudniejsza, według najlepszej polskiej tenisistki, część sezonu. - Maj i czerwiec to najcięższe miesiące roku - przyznała. - W porównaniu z ubiegłym sezonem zmieniło się to, że zrezygnowałam z Paryża [w lutym] - powiedziała. Po powrocie ze Stanów Zjednoczonych do meczu Fed Cup przez dwa tygodnie trenowała raz na korcie ziemnym, raz na dywanowym w hali.
Połączenie dwóch typów, czyli mączka pod dachem, jest znakiem rozpoznawczym turnieju w Stuttgarcie. - To jest praktycznie hardcourt posypany jakimś pyłem. Trudno tam mówić o korcie ziemnym, bo on jest dopiero w Rzymie - powiedziała krakowianka, która przed Roland Garros (23 maja) zagra jeszcze w stolicy Italii (2 maja) i Madrycie (8 maja). Warszawy w jej terminarzu nie ma.
W Sopocie towarzyszyła Agnieszce rodzina: siostra Urszula, mama Marta i tata Robert. - Ojciec był widzem, nie jest na korcie, ale zawsze służy radą - powiedziała o roli swojego "rodzinnego" trenera. W pracy sztabu kadry Polski nie brała udziału także kontuzjowana Urszula.