US Open, prasa: Gasquet kontra Monfils, czyli Mozart kontra Bach

To byłby prawie przewidywalny tydzień US Open, ale ostatniego dnia namieszał Stanislas Wawrinka. "Były wysokie temperatury, mocne wiatry, huragan Earl, który zostawił po sobie godzinę deszczu, ale oprócz porażki Murraya, irytacji Roddicka i chybotliwej Janković, czołówka obeszła się bez szwanku" - pisze "The New York Times".

W tym artykule dowiesz się o:

Kolumny tenisowe otwiera w nowojorskim dzienniku fotografia Rafy Nadala, ale w głównym tekście czytamy sporo o kobietach, bo w poniedziałek hit Maria Szarapowa - Karolina Woźniacka. "Poza kortem ekstrawertyczka Woźniacka jest ulubienicą tłumów, jedną z nielicznych zawodniczek, które bez problemów utrzymują kontakt wzrokowy, przemieszczając się przez obiekty całego tenisowego centrum czy też korytarzami stadionu Ashe'a".

Po miłych słowach na temat Dunki ocena jej gry: "bardziej efektywna niż spektakularna, mniej magnetyczna" [niż ona sama]. To kolejny głos w światowej prasie po niezbyt przychylnej, ale szczerej sylwetce Woźniackiej przedstawionej przez startem US Open na łamach francuskiej "L'Équipe". Tymczasem "Times" na temat Swietłany Kuzniecowej: "Wygląda na to, że otrzęsła się z drastycznego zastoju. Zatrudniła Loïca Courteau, byłego trenera Amélie Mauresmo, tak samo jak Jérôme'a Bianchiego, byłego trenera przygotowania fizycznego Francuzki."

Kto jest turniejową wersją Kłapouchego, bohatera opowiadań o Kubusiu Puchatku? Murray, którego formę "The New York Times" nazywa "nieobliczalną". "Wiele z jego pożegnań wyglądało tak samo: wiele przygnębiającej gry i gemy, w którym wyglądał, jakby chciał tak naprawdę być gdzieś indziej". "The Independent" na swojej stronie internetowej: "Murray trwoni lotny start, by przeżyć bolesne odpadnięcie. Mógł oczekiwać porażki ze Szwajcarem w tegorocznym US Open, ale niewielu sądziło, że nadejdzie od Stanislasa Wawrinki."

Ciekawostka: Kim Clijsters jako jedyna z pozostałych w grze zawodniczek ma dom w rejonie Nowego Jorku, dokładnie w Wall. Ostatnią osobą, która nie miała daleko od Flushing Meadows do własnych czterech ścian był John McEnroe. Clijsters mieszka z mężem, amerykańskich koszykarzem Brianem Lynchem (karierę rozpoczął w Spójni Stargard Szczeciński), który wychował się niedaleko, w przybrzeżnym Belmar, w irlandzkiej rodzinie. Poznali się, gdy grał w Bree, rodzinnym mieście Clijstersów: podczas przypadkowego spotkania z matką Kim zaczęli rozmawiać o bulldogach, co potem stało się tematem zaczepnym, gdy wypatrzył sympatyczną blondynkę.

O zmianie warty w amerykańskim tenisie: "John Isner i Sam Querrey mają wiele wspólnych cech. Są wysocy, młodzi i dzięki wyeliminowaniu już z US Open Andy'ego Roddicka i James Blake'a, otrzymali wstęp na najjaśniejszą ze scen, by zaprezentować się jako czołowi gracz nowej generacji w amerykańskim tenisie." Querrey i Isner mogli spotkać się w ćwierćfinale, ale tylko ten pierwszy wygrał w niedzielę, z Nicolásem Almagro. "Grupa młodych mężczyzn krzyczących «Sam! Sam ! Sam!», wydawała się gubić grę Almagro tak samo jak wszystko to, co zaserwował Querrey".

Artykuł o Ivanie Lendlu, który w 1994 roku zakończył bogatą karierę z powodu kontuzji pleców, ale po operacji w tym roku znów gra w pokazówkach. "«So what?» (No i co?). Te słowa mogłyby znaleźć się na jego płaszczu, po czesku i angielsku" - pisze nowojorski "Times". - Gram pięć razy w tygodniu, powraca mi powoli czucie, ale nie czułem się jak tenisista. Jakbyś nie pisał przez 15 lat, nie czułbyś się jak pisarz - mówi reporterowi. - Dzisiejsi zawodnicy są lepsi od dawnych gwiazd z powodu lepszego sprzętu. Dziś liczy się tylko moc i rotacja.

Spektakl Schiavo

"Schiavone, mistrzowska robota. Witamy ponownie królową Paryża" - cieszy się "La Gazzetta dello Sport" z włoskiej rakiety numer jeden. "Schiavone, po tym jak poradziła sobie z nieuniknionym kacem po triumfie w Roland Garros, znów przyjęła prostą sylwetkę, stając do swojego wyścigu z odnowionym entuzjazmem i z tą samą agresywnością zademonstrowaną już w poprzednich pojedynkach. Celem jest odmitologizować Roland Garros i przemienić to z pięknej opowieści w fascynującą szansę" - pisze komentator. Schiavone zagra o pierwszy włoski półfinał w historii US Open: Maud Levi teoretycznie reprezentowała Italię, ale tylko dzięki małżeństwu z Włochem.

Mozart kontra Bach

Julien Benneteau i Michaël Llodra musieli poddać swoje mecze odpowiednio w II i III rundzie, ale i tak dzięki wyrzuceniu za burtę rozstawionych rywali pozostali bohaterami Francji. Gorzej, że obaj tworzą pierwszy debel swojej reprezentacji, która w weekend po US Open zagra o finał Pucharu Davisa. Nad Sekwaną z tej racji przyglądają się uważniej występom Argentyńczyków, a szczególnie Davida Nalbandiana.

"David czy Goliat?" - pyta poniedziałkowa "L'Équipe". "Pokonany wczoraj przez Fernando Verdasco, podnosi znaki zapytania w kwestii meczu Francja-Argentyna" - czytamy w artykule opatrzonym zdjęciem wykrzywiającego twarz ex finalisty Wimbledonu, narzekającego ostatnio na ból kostki.

- Plasuje go w czołowej piątce na świecie, na pewno za Đokoviciem, Federerem i Nadalem. Nieprawdopodobny talent, który pozwala mu umieścić piłkę w każdym miejscu na korcie, nawet w meczach z najlepszymi - mówi Rémi Barbarin, trener Llodry. - Jest pośród dwóch lub trzech aktywnych zawodników obdarowanych największym talentem. Z Verdasco mógł rozprawić się w trzech krótkich setach - dodaje Arnaud Di Pasquale, nowy koordynator męskiego tenisa we Francji.

Gratulacje dla Gillesa Simona, od czwartku ojca. "Nadal uwalnia Simona" - pisze "L'Équipe" o zawodniku, który w końcu może lecieć do domu zobaczyć pierworodnego syna, który przyszedł na świat na cztery tygodnie przed wyznaczonym terminem. "Alternatywa była prosta: sukces dla wieczności, albo porażka dla ojcostwa. Simon wybrał drugą opcję i wieczorem wsiadł w samolot".

W poniedziałek francuski hit Gaël Monfils - Richard Gasquet: "Ćwierćfinał albo samolot" - tytułuje zapowiedź pojedynku swoich dwóch byłych mistrzów świata juniorów największy francuski dziennik sportowy. "Jeżeli Gasquet to Mozart jednoręcznego bekhendu, to Monfils jest Bachem nieprawdopodobnej defensywy. W starciu o najlepszą ósemkę talent kontra talent, kreatywność kontra prezent niebiańskiej fizyczności".

Mats Wilander w swojej rubryce w "L'Équipe" kieruje ciepłe słowa w stronę Mardy'ego Fisha. - Gdybym był Monfilsem albo Gasquet, kibicowałbym dzisiaj Fishowi w meczu z Đokoviciem. Fish jest dla mnie najlepszym tenisistą amerykańskim swojego pokolenia, lepszym od Roddicka i Blake'a, którzy są tylko maszynami do wygrywania, wojownikami. Tamci nie rozumieją za bardzo gry, Fish tak. Đoković może jeszcze przez parę lat pozostać w czołówce, ale czy kiedykolwiek zostanie numerem jeden? Wydawało mi się, że będzie to naturalne po zdobyciu przez niego tytułu w Australian Open 2008.

Komentarze (0)