Bohaterki sezonu WTA: Francesca Schiavone i Kim Clijsters

Francesca Schiavone (WTA 7) i Kim Clijsters (WTA 3) to triumfatorki Wielkiego Szlema, które zapracowały sobie na miano bohaterem sezonu. Włoszka była najlepsza w Roland Garros, Belgijka po raz drugi z rzędu zwyciężyła w US Open.

W tym artykule dowiesz się o:

Schiavone Roland Garros wygrała w porywającym stylu. Grając nieszablonowy, ofensywny, dojrzały, znakomicie poukładany pod względem taktycznym tenis wygrała siedem spotkań w decydującym zwyciężając Samanthę Stosur. To był jeden z najpiękniej wywalczonych tytułów na paryskiej mączce w ostatnich latach. Schiavone przeszła do historii jako pierwsza kobieta z Włoch, która zdobyła wielkoszlemowy tytuł. Jest to czwarty wielkoszlemowy laur dla kraju z Półwyspu Apenińskiego (Nicola Pietrangeli - 1959, 1960, Adriano Panatta - 1976, obaj Roland Garros). Po paryskiej wiktorii Francesca została drugą w historii Włoszką, która trafiła do czołowej 10 rankingu WTA (wcześniej Flavia Pennetta).

Sympatyczna Frania, jak ją nazywają pozostałe tenisistki, w tym sezonie wygrała jeszcze turniej w Barcelonie oraz doszła do ćwierćfinału US Open. W wieku 30 lat po raz pierwszy w karierze wystąpiła w Mistrzostwach WTA wygrywając jedno spotkanie. Schiavone zbiera teraz owoce swojej cierpliwości i konsekwencji. Zanim w 2007 roku w Bad Gastein zdobyła pierwszy tytuł przegrała osiem finałów. W Paryżu po męczarniach w I rundzie z Reginą Kulikową do końca żadnej z pozostałych rywalek nie oddała seta. Na finał wyszła naładowana pozytywną energię, pewna swego. Wielu debiutantkom w wielkoszlemowym finale paraliżowało ręce i nogi (tak się stało z jej rywalką Stosur), ona była równie efektowna, błyskotliwa, taktycznie doskonała, jak we wcześniejszych spotkaniach. Tak efektownego debiutanckiego triumfu w Wielkim Szlemie dawno tenisowy świat nie widział. Zwieńczeniem sezonu był dla Schiavone drugi z rzędu, a w sumie trzeci triumf w Pucharze Federacji.

Historię współczesnego tenisa tworzy też powszechnie lubiana i szanowana Clijsters, która obroniła tytuł na Flushing Meadows jako pierwsza zawodniczka od czasu Venus Williams (2000-2001). Belgijce w drodze do finału po secie urwały Samantha Stosur i Venus Williams, a w decydującym meczu w niespełna godzinę rozbiła Wierę Zwonariową. W Nowym Jorku jest niepokonana już od 21 spotkań (po triumfie w 2005 roku rok później tytułu nie broniła z powodu kontuzji nadgarstka, a w maju 2007 roku zakończyła karierę). Kim w tym sezonie wygrała jeszcze turnieje w Brisbane, Miami i Cincinnati oraz Mistrzostwa WTA. W finale tej pierwszej imprezy pokonała Justine Henin po jednym z najlepszych spotkań w tym sezonie w kobiecych rozgrywkach.

Perfekcyjna w defensywie, świetna w kontrataku, skuteczna w szybkim ataku, imponująca doskonałą pracą nóg i przygotowaniem atletycznym, wykorzystująca najlepiej jak tylko można geometrię kortu Clijsters, a jej znakiem firmowym jest półszpagat i ślizganie się po korcie. Do tego żelazna konsekwencja i nadzwyczajna kontrola emocji. Czasami sprawia wrażenie twardej jak skała, choć praktycznie od początku kariery zdarzały się jej dziwne przestoje i zadziwiające wręcz błędy. Belgijka dzięki mocnej psychice wielokrotnie wychodziła z sytuacji niemal podbramkowych. Taka jest Clijsters na korcie. Poza nim jest ciepłą, serdeczną, zawsze uśmiechniętą, mogącą godzinami rozdawać autografy i dyskutować z kibicami kobietą. Wszystko to czyni z niej jedną z najpopularniejszych tenisistek. Wydarzeniem tego sezonu miał być powrót Justine Henin, tymczasem powroty mają to do siebie, że często odwracają sytuację. Tym razem to Clijsters jest na piedestale i jej bardziej utytułowana rodaczka musi się z tym pogodzić.

Schiavone to zupełnie inny typ tenisistki, przedstawicielka wymierającego pokolenia tenisistek świetnie czujących się w grze przy siatce. Błyskotliwość, inteligencja, spryt, odwaga w połączeniu z brawurą. To co najbardziej imponuje to doskonałe czytanie gry i błyskawiczne przechodzenie z defensywy do ataku. Czasami można odnieść wrażenie, że Frania wręcz unosi się nad powierzchnią kortu, tak szybko dociera do siatki, że nim rywalka zdoła się zorientować w zamyśle Włoszki ta zdąży skończyć piłkę efektownym wolejem. Długo musieliśmy czekać, by Francesca w jednym momencie połączyła efektowność ze skutecznością. W końcu jednak zobaczyliśmy porywający, wszechstronny, pełen finezji i taktycznego sprytu tenis. 30-letnia Schiavone, "babcia" jak ją nazywają, jest równie pogodna, szczera i życzliwie nastawiona do otoczenia, jak Clijsters. Jedna z najbardziej poważanych tenisistek w wieku zbliżającym ją do emerytury znalazła się w galerii wielkoszlemowych mistrzów. Niech to będzie inspiracja dla trochę od niej młodszych rywalek, które coraz mniej wierzą, że kiedykolwiek wzniosą do góry wielkoszlemowy puchar. Jeżeli jest pasja, a do tego cierpliwość i opanowanie to nigdy nie jest za późno, by znaleźć się na szczycie szczytów. Nikt nie potrafi się odbudować po serii bolesnych porażek tak szybko jak Schiavone. Do tego trzeba mieć silną wolę, maksymalną koncentrację, a przede wszystkim twardo stąpać po ziemi, zamiast odlatywać w kierunku gwiazd po kilku efektownych triumfach.

Źródło artykułu: