W meczu II rundy turnieju ATP World Tour w Delray Beach Sweeting, wielka nadzieja amerykańskiego tenisa, serwował przy 7:6, 5:4. Querrey nie sięgnął podania przy meczbolu, a młodzian ciesząc się z wygranej pobiegł do siatki. Okazało się jednak, że sędzia Magdi Somat zamiast "gem, set, mecz" wypowiedział formułkę "let, first serve".
Punktu panowie jednak nie powtarzali, bowiem Sweetinga w jego pretensji do arbitra poparł Querrey, który po spotkaniu tłumaczył się ze swojej decyzji: - Słyszałem let, ale to był piękny serwis. Wcześniej to ja byłem trzy razy faworyzowany, więc dobrze się stało. Ryan to mój przyjaciel. Przyjaciel zapowiedział zaproszenie na obiad: - To minimum! - przyznał Sweeting, który w ćwierćfinale spotka się w piątek z Kei Nishikorim.
Tak oto widzimy, że w tenisie, sporcie dla dam i dżentelmenów (przed I wojną światową zabronione były dropszoty, nie mówiąc o innych zagraniach ofensywnych), sporcie królewskim (Jadwiga Jędrzejowska występowała w mikście z władcą Szwecji Gustawem V, popularnym Mister G), ostały się przejawy szlachetnej postawy zawodników, ratujących sytuację po błędach sędziowskich.
W historii polskiego tenisa jako dżentelmeni zapisali się przede wszystkim Józef Piątek i Ignacy Tłoczyński. Ten pierwszy wsławił się epizodem w meczu przeciw Węgrowi Jancsó podczas międzynarodowych mistrzostw Rumunii w 1955 roku, kiedy po wygraniu dwóch setów i prowadzeniu w trzecim sędzia pomylił się na niekorzyść serwującego rywala, który znalazł się w sytuacji 15-40. Piątek w relacji trenera Zbigniewa Bełdowskiego oddał wtedy Jancsó dwie kolejne piłki, po czym otrzymał owację od wzruszonej publiczności.