Bezpośredniego kontaktu z córkami nie ma podczas serii amerykańskich zawodów Robert Radwański, ojciec i teoretycznie pierwszy trener krakowskich tenisistek Agnieszki i Urszuli. - Za to, że Tomek nam pomaga, godziwie go wynagradzamy - mówi o Wiktorowskim na łamach "Dziennika Polskiego". - Robię wszystko, by córka grała coraz lepiej i wygrywała turnieje. Nawet, jeśli siedzę przed telewizorem i widzę, że Agnieszka wygrywa, jestem szczęśliwy i czuję się wspaniale - tłumaczy i zaznacza, że być może sam poleci do Nowego Jorku na US Open (od 29 sierpnia).
W niedzielę Agnieszka Radwańska triumfowała w Carlsbad (Kalifornia). Według ojca najlepszy mecz, w podobnym stylu do tych z Franceską Schiavone w Madrycie i Stuttgarcie, zagrała w finale, przeciw Wierze Zwonariowej: - I to zdecydowanie. W półfinale z Andreą Petković grała dobrze, w ćwierćfinale z Danielą Hantuchovą średnio. W decydującym pojedynku wreszcie była odważna gra, bez kompleksów, bez zbędnych myśli z tyłu głowy. Nie było wahań formy w tym spotkaniu, nawet nie zdążyłem się zdenerwować - śmieje się.
Gdy najlepsza polska tenisistka zadzwoniła po zwycięstwie do ojca, rozmawiali głównie o... kolejnym turnieju, w Toronto (pierwszy mecz we wtorek po godz. 19). W przyszłym tygodniu, czwartym z kolei, Isia ma wystąpić w Cincinnati. Nie za dużo startów w krótkim czasie? - Będziemy decydowali o wszystkim na bieżąco. Zależy od tego, jak Agnieszka zagra w kolejnych imprezach. Gdyby dochodziła w nich daleko, to prawdopodobnie zrezygnuje New Haven [tydzień przed US Open]. Na szczęście uraz prawego braku, mimo bólu, nie przeszkadza jej w grze, a ramię zakleja raczej profilaktycznie.
Źródło: Dziennik Polski.