Anna Niemiec: Isia w Stambule, czyli tenisowy roller coaster

Agnieszka Radwańska w tym roku po raz pierwszy, nie jako rezerwowa, ale pełnoprawna uczestniczka, wzięła udział w kończących sezon Mistrzostwach WTA. Co prawda nie dała rady wyjść z grupy, jednak swoją heroiczną postawą, walką do ostatniej piłki, dostarczyła mnóstwo wspaniałych emocji.


Agnieszka Radwańska, 22 lata, czterokrotna ćwierćfinalistka wielkoszlemowa (foto EPA)

Sprawiła, że jej udział w Masters, na pewno dla mnie, będzie jednym z najjaśniejszych punktów, jeśli chodzi o polski sport w tym roku.

Już samo znalezienie się wśród ośmiu najlepszych tenisistek świata to ogromny sukces. Radwańska zapewniła sobie to dobrymi występami w Stanach Zjednoczonych przed US Open, a przede wszystkim dzięki wspaniałej grze w Azji (tytuły w Tokio i Pekinie). W czasie tych turniejów pokazała nie tylko wspaniałą grę, ale udowodniła, że potrafi wytrzymać fizycznie wiele meczów z rzędu i utrzymać dobrą formę przed dłuższy czas. Co według mnie można traktować jako zapowiedź, szansę na bardzo dobre występy Polki w przyszłorocznych turniejach Wielkiego Szlema.

Naprzeciw wszystkiemu

Agnieszka do Stambułu przyjechała zmęczona intensywną końcówką sezonu, z lekką kontuzją ramienia, przybita wiadomością o nagłej śmierci swojego managera, Kena Meyersona. Nawierzchnia, na której rozgrywany był turniej, może nie przeszkadzała Polce, ale na pewno nie promowała jej stylu gry.

Pomimo tych przeciwności Isia do walki rzuciła wszystko, co w danym momencie mogła, a nawet więcej. Tym samym krytykanci nie będą już jej mogli zarzucać, że nigdy nie będzie wygrywać wielkich turniejów, bo brakuje jej woli walki i na korcie nie zostawia serca. Należy jej się szacunek, bo łatwo jest wygrywać, gdy jesteśmy w szczytowej formie i wszystko się udaje. Trudniej, gdy forma gdzieś uciekła, ciało odmawia posłuszeństwa i nie możemy skończyć smecza, bo boli nas bark.

Śmiało można powiedzieć, że najciekawsze i najbardziej emocjonujące mecze fazy grupowe to te z udziałem Polki. Już za pierwszy mecz, przeciwko Karolinie Woźniackiej, i to pomimo porażki, Radwańska zebrała sporo pochwał. Jednak ja i inni kibice na długo zapamiętają mecz przeciwko Wierze Zwonariowej.

Agnieszka teoretycznie nie miała prawa wygrać, grała dużo słabiej niż w poprzednich meczach przeciwko Rosjance, a ta wydawała się wyjątkowo zmotywowana, po tym jak odprawiła Woźniacką. Tak samo jak w meczu przeciwko Dunce atakowała z niezwykłym impetem. Dzięki temu doprowadziła do stanu 5:3 i trzech piłek meczowych. W tym momencie na korcie zaczęły się dziać rzeczy magiczne. Krakowianka nie tylko obroniła wszystkie meczbole, dzięki cudom dokonywanym w obronie, ale również wygrała kolejne pięć gemów i całe spotkanie. Z każdą kolejną niesamowicie wyciągniętą piłką wprawiała w osłupienie nie tylko tureckich kibiców, ale również brytyjskich komentatorów Eurosportu. Nie ukrywam, że ich niedowierzanie pomieszane z zachwytem przynosiło mi satysfakcję, bo nawet po wygraniu drugiego seta przez Agnieszkę, nie dawali jej zbyt wielkich szans na końcowe zwycięstwo.

Popularniejsza niż blondynki

Po wygraniu ostatniej piłki przez Radwańską kibice oszaleli, nie tylko ci w hali w Turcji, ale również ci przed ekranami telewizorów. A było ich niemało. Mecz Polki przeciwko Rosjance śledziło na Eurosporcie średnio ponad 600 tys. widzów. W szczytowym momencie pojedynek oglądało ponad milion osób. Jest to rekord, jeśli chodzi o widownię tenisowego meczu w historii stacji Eurosport w Polsce. Strasznie miło było patrzeć jak jeden z portali społecznościowych zapełnia się wpisami gratulacyjnymi, wychwalającymi naszą tenisistkę. I to nie tylko od kibiców, którzy normalnie interesują się tenisem, ale również od tych co z tą dyscypliną na co dzień nie mają zbyt wiele wspólnego.

Isia swoją walecznością i tak różnym od tego co prezentują pozostałe dziewczyny stylem gry porwała nie tylko rodaków, ale również tureckich kibiców. Jak zauważyli brytyjscy komentatorzy, Agnieszce w zdobyciu popularności w Stambule nie przeszkodziło nawet to, że nie jest... blondynką. A wydawało się, że zawodniczki o tym kolorze włosów będą bezkonkurencyjne w rankingach popularności podczas tureckiej imprezy.

Nie ma znaczenia, że Agnieszce nie udało się awansować do półfinału. I tak była to najlepsza promocja tenisa w Polsce od dawien dawna. Milionowa widownia przed telewizorami, pierwsze strony gazet. Młodzi adepci tenisa, którzy następnego dnia z wypiekami komentowali poszczególne zagrania i z dwa razy większym zapałem trenowali forhand i bekhand. Dawno nikt nie zrobił tyle dobrego dla polskiego tenisa, co ta drobna dziewczyna. Miejmy nadzieje, że w przyszłym sezonie będzie równie dobrze, a nawet lepiej i Isia przysporzy nam kolejnych powodów do dumy. Jednak na razie długo wyczekiwane i jak najbardziej zasłużone wakacje.

Komentarze (0)