Dobrze się bawiłam w Warszawie - rozmowa z Julią Görges, zwyciężczynią dwóch turniejów WTA

Julia Görges zyskała sławę, gdy w znakomitym stylu wygrała w 2011 roku turniej w Stuttgarcie, pokonując m. in. Wiktorię Azarenkę, Samanthę Stosur i Karolinę Woźniacką. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl mówi o swoim podejściu do gry i tenisowych zainteresowaniach.

W tym artykule dowiesz się o:

Robert Pałuba: Zacznijmy od ostatniego meczu Pucharu Federacji (Görges przegrała w sobotę z Petrą Kvitovą 8:10 w trzecim secie). Czy był to emocjonalnie najtrudniejszy mecz jaki pani grała?

Julia Görges: Atmosfera była fantastyczna. Co chwilę dostawałyśmy owacje na stojąco, nawet w czasie przerw między gemami. Oczywiście, reprezentowałam swój kraj i emocje były niezwykłe. Drugi taki mecz to finał w Stuttgarcie, choć to były jednak inne okoliczności. Tamto spotkanie była chyba jeszcze bardziej szczególne. Ale jeśli chodzi o rozgrywki międzypaństwowe, to na pewno najtrudniejszy był mecz sobotni.

Co pozytywnego wyciąga pani z takich spotkań? Trzy dni później przyjechała pani do Paryża i rozniosła rywalkę pewnie kończąc większość piłek.

- Na pewno dodało mi dużo pewności siebie. Zobaczyłam, że mogę rywalizować jak równa z równą, a nawet pokonywać tak klasowe przeciwniczki. Najważniejsze, że potrafię utrzymać ich poziom i grać naprawdę świetny tenis. Zyskałam dużo zaufania do własnej gry.

W tym roku po raz pierwszy zagra pani na igrzyskach. Jak ważna dla pani jest ta impreza?

- Najpierw muszę się zakwalifikować [śmiech]. W Niemczech jest przecież naprawdę dużo dobrych tenisistek [na igrzyskach mogą wystąpić co najwyżej cztery reprezentantki kraju - prz. red.]. Zobaczymy jak sprawy się ułożą, ale jeśli uda mi się tam wystąpić, to będzie to niezwykła chwila. To marzenie każdej zawodniczki.

Będzie to dla pani turniej priorytetowy, czy pierwszeństwo wciąż mają turnieje wielkoszlemowe?

- Nie jest to dla mnie zwykły turniej, to coś więcej. Nie można grać igrzysk jak zwykłej imprezy cyklu, to dla wszystkich jest szczególne uczucie. Oczywiście chcemy się przygotować jak najlepiej, ale turniej olimpijski odbywa się tuż po Wimbledonie. Trening przed tą imprezą powinien być dobrym przygotowaniem. Jeśli mi pozwolą, to rzecz jasna zagram także debla [śmiech].

Ostatni sezon po raz kolejny był dla pani przełomowy. Wygrany turniej rangi Premier, dwukrotnie pokonała pani liderkę, awansowała pani do czołowej 20 na świecie. Presja musi być duża, choć sprawia pani wrażenie osoby podchodzącej do własnej gry z dystansem.

- Presja jest zawsze. Od samego siebie zawsze oczekuje się najwięcej. Kluczem jest chyba to, że nigdy nie wybieram żadnych konkretnych liczb do osiągnięcia. Nie muszę być w czołowej dziesiątce, piątce czy liderką, po prostu chcę rok w rok czynić postępy. A że mi się to udaje, to czemu miałabym coś zmieniać [śmiech]?

W Australii po raz pierwszy osiągnęła pani IV rundę turnieju wielkoszlemowego. Czy to był przełom? Jakie są pani oczekiwania w nadchodzącym sezonie?

- Ten turniej pokazał mi, że spokojnie mogę dochodzić do drugiego tygodnia imprez Wielkiego Szlema. W zeszłym roku we wszystkich czterech doszłam do III rundy i niektóre wyrównane mecze tam przegrałam [trzy sety z Szarapową podczas Australian Open, trzy sety z Bartoli podczas Rolanda Garrosa]. W tym roku po raz pierwszy osiągnęłam IV rundę i od razu zagrałam bardzo słaby mecz z Agnieszką [Radwańską], ale dużo się nauczyłam podczas tego spotkania. Szczególnie w kwestii poruszania się po korcie. Nie mam z tym problemów, ale i tak zdecydowanie muszę poprawić ten element. Jak na razie praca układa się dobrze i miło jest zobaczyć, że mogę dochodzić tak daleko w turniejach wielkoszlemowych. To duże osiągnięcie.

Pani gra jest w zasadzie kompletna. Świetne uderzenia z głębi kortu, serwis, antycypacja. Czego brakuje, żeby na stałe wejść do ścisłej czołówki? Co jest pani największym tenisowym problemem?

- Muszę być bardziej regularna i cały czas obecna myślami na korcie, nie dekoncentrować się. Ciężko nad tym pracuję i liczę, że mi się to uda. Czołowe tenisistki grają równo przez cały sezon, a jeśli nie, to i tak nie grają tak wielu kiepskich spotkań jak ja w zeszłym roku [śmiech]. Mimo wszystko, w poprzednim roku doszłam do 16. miejsca na świecie, co jest dobrym wynikiem. Stabilność podczas gry będzie kluczem.

Na pani stronie możemy przeczytać, że ulubioną nawierzchnią jest trawa. Największe sukcesy odnosi pani jednak na kortach ziemnych. Jaka jest naprawdę?

- Moje ulubione to trawa i kort twardy [śmiech]. Zdaje się, że obie te nawierzchnie podałam na stronie ITF. Najbardziej chyba jednak odpowiadają mi korty trawiaste, choć tak naprawdę różnica jest bardzo niewielka, lubię grać wszędzie.

Gdyby mogła pani podebrać jedno uderzenie od dowolnego zawodnika w historii, jaki byłby wybór?

- Forhend Rafaela Nadala [śmiech].

Między sezonami zmieniła pani rakietę. Czy wpłynęło to w jakiś sposób na pani grę? Zmiana była płynna, czy trzeba było się przystosować?

- Nowa rakieta generuje więcej mocy. Jest znacznie szybsza od poprzedniej i efektywniej nadaje rotację piłce. Nie miałam żadnych problemów ze zmianą.

Często ogląda pani tenis? Jaki ostatni mecz pani widziała?

- Niestety nie widziałam całego finału Australian Open między Novakiem Đokoviciem i Rafaelem Nadalem, tylko fragmenty. Oglądałam za to cały półfinał Đokovicia i Andy'ego Murraya, coś niesamowitego.

Mówiła pani, że pani ulubioną tenisistką jest Martina Hingis. Stara się pani w jakiś sposób wzorować na jej grze?

- Lepiej nie [śmiech]. Podobał mi się sposób, w jaki grała, jej czytanie gry na korcie. W czasie meczu wiedziała wszystko, pozwalała grać rywalce. To mi się podobało najbardziej, ale mój styl jest zupełnie inny i niech tak zostanie, bo w przeciwnym razie może się to źle skończyć [śmiech]. Po prostu uwielbiałam ją oglądać.

W 2009 roku grała pani w Warszawie. Coś utkwiło pani w pamięci?

- Pamiętam, że w I rundzie pokonałam dobrą zawodniczkę, [Aleksandrę] Woźniak. W kolejnej za to przegrałam mimo prowadzenia 5:0 w trzeciej partii. Prawdę mówiąc, to jeden z moich najgorszych momentów na korcie w całej karierze [śmiech]. To był bardzo sympatyczny turniej, szkoda, że nie ma go już w kalendarzu. Może kiedyś wróci, dobrze się tam bawiłam.

Komentarze (4)
avatar
vamos
25.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Widać wywiad Julię zmotywował. Pogadała z SF.pl i dwa tygodnie później finał dużego turnieju :) 
avatar
chieri
10.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
z wywiadu wnioskuję, że Julia to bardzo pocieszna zawodniczka. non stop się śmieje :) a może to pan redaktor tak na nią działał? :P bardzo fajna rozmowa 
avatar
RvR
10.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ją w Warszawie. 
avatar
pedro
9.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Julia przecież ty masz najseksowniejszy forhend na świecie, po co ci forhend Nadala? Przydałby ci się bekhend i wolej Mauresmo, ale byś wtedy miażdżyła wszystko co się rusza, bo głowę masz mocn Czytaj całość