Mecz życia Isnera? Trudno mówić tak w związku z człowiekiem, który jest zwycięzcą najdłuższego spotkania w historii tenisa (ponad 11 godzin z Mahutem w Wimbledonie przed dwoma laty), ale pod względem prestiżu triumf nad Đokoviciem plasuje się w karierze giganta z Karoliny Północnej na samym szczycie.
W niedzielę powalczy Isner, były mistrz uniwersytecki, o swój pierwszy tytuł imprezy rangi Masters 1000. W czasach, gdy mówi się o kryzysie amerykańskiego tenisa, w czasach odwrotu od czołówki przez lata stanowiącego o pozycji tamtejszego białego sportu Roddicka. Ostatnim Amerykaninem, który pokonał zawodnika przewodzącego rankingowi (Federera) był James Blake podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. Isner (dotąd trzy tytuły w zawodowym cyklu) w ciągu kilku dni ma okazję wyrobić sobie nową markę, choć świat nigdy nie zapomni jego batalii z Mahutem.
Tylko Andy Murray pokonał w tym sezonie przed Indian Wells Đokovicia, który jednak wystąpił wcześniej tylko w dwóch turniejach. W Kalifornii miał bronić tytułu, postara się o to także od przyszłego tygodnia w Miami. Tymczasem chciał jak najszybciej zniknąć z oczu światu: na konferencji prasowej Đoković (37 uderzeń kończących i 20 niewymuszonych błędów; zdobył 11 punktów więcej od Isnera) pojawił się tuż po spotkaniu z Amerykaninem (55 winnerów plus 20 asów przy 41 piłkach zepsutych).
Đoković w pierwszym, przegranym secie nie skorzystał z serwisu przy 5:4. W decydującej partii doprowadził do tie breaka, dobrym serwisem na ciało rywala broniąc meczbola przy 5:6.