Klepisko z posypką - rozmowa z Tomaszem Wiktorowskim, trenerem Agnieszki Radwańskiej

Wcale nie narzeka, tylko opisuje sytuację. - Jest turniej, trzeba grać. Tylko na tym się nie da grać - mówi Tomasz Wiktorowski, wyjąśniając specyfikę niebieskiej mączki zastosowanej w kompleksie Caja Mágica w Madrycie, gdzie odbywa się łączony turniej ATP World Tour i WTA Tour.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Krzysztof Straszak: Pierwsze wrażenie z niebieskiego kortu?

Tomasz Wiktorowski: - Było tak, jak na korcie ziemnym. Przed debiutem weszliśmy na rozgrzewkę na stadion Arantxy [Sánchez-Vicario]. Nawet tak sobie wyszedłem, pograłem, patrzę: jest ok, kort ziemny. More or less, kort ziemny. Weszła potem Iśka na mecz po facetach, po Hănescu z kimś tam [Gimeno], gdzie oni biegali przez trzy sety i zostawili zero mączki. Zostało klepisko z posypką. Czyli jeden mecz facetów zmienił kort. Autentycznie. Zupełnie inaczej się wtedy gra. No bo jedno to kort ziemny, a jak zostaje ślizgawica? To wszystko wypacza.

Drugi mecz grała Radwańska na korcie centralnym, jako pierwszy w planie dnia.

- Tak, jak jest tutaj dzisiaj [w środę], kiedy kort jest wysuszony, okazuje się, że bardzo ciężko się biega. Tak mówią dziewczyny. Pod spodem jest twardo. Nawierzchnia jest sypka, taka jak w Stuttgarcie. Dzisiaj było twardo, szybko, ciężko się było poruszać. A linie jeszcze są całkowicie gładkie, więc jak piłka trafia w linię, to nie ma tematu.

Polskim deblistom niebieska mączka niestraszna

Djoković we wtorek nie miał skrupułów, wysyłając do diabła kort, na którym nie może biegać.

- Ja mówię, co my czujemy. Organizatorzy przychodzą się pytać o opinię wszystkich, do nas też przyszli. Agnieszka mówi: No co, jest turniej, trzeba grać. Ale na tym się nie da grać. To znaczy da się grać, ale to troszkę wypacza obraz. Jest bardzo ślisko. Widzi pan ten ślad? To, co jest jaśniejsze, jest już twarde. Na wierzchu jest posypka, właściwie pył. Jest to jest jeszcze mokre, związane... Dotarliśmy tutaj w czwartek, trochę padało i jak tutaj trenowaliśmy, to było jak na ziemi, jeszcze się kupy trzymało. Dół się rozwarstwia z górą: góra to jest pył. Pan widzi, czym to równają - jakąś gumką, taką jak do mycia szyb. Gumką kort robić... Oni ten pył, to dziadostwo, tylko tak rozsypują. Bo jakby zaczęli siatką jeździć, to by całą tę warstwę zgarnęli.

Spokojnie, za rok nie powtórzą eksperymentu wbrew zawodnikom.

- Zaznaczam: ja specjalnie nie narzekam, żebyśmy się dobrze rozumieli. Ja opisuję, jak to wygląda. Bo grać trzeba na wszystkim, bo obie dziewczyny biegają po tej samej nawierzchni. Trzy główne korty, które są właściwie w hali, są generalnie takie same.

Tak naprawdę czołówka kobiet nie rozpoczęła jeszcze prawdziwego sezonu na clayu. Najpierw hala w Stuttgarcie, teraz niebieska mączka w Madrycie.

- W Stuttgarcie zagrała Iśka poprawnie, tak można powiedzieć. Pierwszy mecz planowo wygrała, w drugim trochę się meczyła - był to trochę mecz walki, po którym się cieszyłem, że to wytrzymała. Z Azarenką widzieliśmy, jak to wyszło. Natomiast tutaj Iśka podchodziła do meczu z Errani z respektem, bo też sobie zdawała sprawę z tego, że tamta się dosyć dobrze prezentuje na clayu w tym sezonie. Choć po pierwsze nie jest do końca prawdziwy clay, a po drugie kiedyś trzeba przegrać. Agnieszka zagrała dziś zdecydowanie lepiej od przeciwniczki, solidnie i powiedziałbym - dosyć szybko. Nie dała się odepchnąć, starała się nie dać piłce skoczyć, co jest kluczem przeciw Errani. Jeśli da się Włoszce czas, żeby ona prowadziła grę, to się robią problemy. Nie można dać jej czasu, a nie daje jej się czasu, wchodząc na jej forhend. Z bekhendu gra normalnie, płasko, ale jej forhend jest zbliżony do tego Schiavone. Jeżeli piłka odpycha przeciwniczkę, tak jak oglądaliśmy to w jej spotkaniu z Scheepers, która cały czas się odpychała, odchodziła od piłek, to nie daje się rady i przegrywa. Iśka natomiast raczej stara się wchodzić na piłkę. To był klucz do tego, żeby w ogóle się nie dać rozpędzić Errani. Isia przytrzymała bardzo ważne gemy, gdzie miała 15-40 czy 0-40. Równie dobrze pierwszy set mógł się skończyć 6:3, mogła być jakaś walka, bo były szanse dla Errani. Ale przytrzymała te ważne momenty. Bardzo pozytywnie ją oceniam.

Zlikwidować trzy break pointy asami, kolejnym kończąc mecz. To znak pewności siebie?

- To znak tego, że wierzy się w serwis. Że Isia stara się serwisem szukać rozwiązań. Podanie nie służy już dziś tylko do wprowadzania piłki do gry, ale też do ustawienia przeciwniczki i od czasu do czasu można zdobyć bezpośrednio z niego punkty. Jest ważne, bo odciąża od biegania i w ogóle od poruszania się po korcie. Takie są realia: Stuttgart i tutaj, kto pierwszy przejmuje inicjatywę, ten jest zwykle zwycięzcą w wymianie. Nie ma czekania, tu trzeba po prostu brać od razu to, co jest.

Czy prowadząc 6:0, 4:0 należy przejmować się sporną piłką, która niby miała wylądować na linii, ale sędzia stwierdził inaczej?

- Przede wszystkim nie 6:0, 4:0, ale 1-0, 4:0, to jest różnica: nowy set, nowa historia. Ale nie sądzę, żeby strasznie jakoś zostawały Agnieszce w pamięci takie sytuacje, żeby siedziały jej w głowie przez kilka kolejnych punktów.

Czy wciąż, jak w okresie pracy z ojcem, Radwańska "gotuje się" w sobie podczas meczów? Dało się to zauważyć, gdy Robert Radwański dawał jej uwagi podczas przerw międzygemowych. Choć oczywiście całe to jej wewnętrzne burzenie się trudno dostrzec.

- Ciężko mi powiedzieć. Ciężko, bo widzę ją codziennie, od jakiegoś czasu. Gdy widzi się kogoś na początku i na końcu roku, to można wtedy dostrzec, że na przykład urósł 10 cm. Ja na niektóre rzeczy nie zwracam uwagi. Już.

Czy przy pewnym wyniku...

- Nie ma czegoś takiego jak pewny wynik. Nawet jeśli jest 6:0 w pierwszym secie i już 5:0 w drugim. To nie tak, że ona chce dać komuś "rowerek", kogoś upokorzyć. Gdyby było 6:0, 6:0, to nie po to, by upokorzyć Errani. Chodzi o to, by wygrać następną piłkę. I z tych piłek zrobić gema. Potem następnego. Wtedy nie patrzy się na to, co się wydarzyło, nie myśli się, ile zostało do końca. To jest takie gadanie trenerskie, bo wiadomo, że w głowie zawsze coś tam jest, ale sztuka polega na tym, żeby raczej solidnie iść do przodu - w taki sposób też zwykle rozmawiamy. Nie ma tematu "rozpamiętywanie" czy "zastanawianie się" czy został gem czy dwa. Trzeba wygrać serwis. Jeśli wpieprzy się serwis, musi zrobić gem na returnie. Tylko tak.

W III rundzie (czwartek, drugi mecz od godz. 13) niby ta sama szkoła - Roberta Vinci.

- Ta sama szkoła, ale inny tenis. Tenis na pewno mądrzejszy, bardziej finezyjny, bo jest slajsowany bekhend, który wydłuża trwanie akcji. Będzie bardziej kierowała piłką. Czyli trzeba będzie niżej schodzić, lepiej się ustawić, wybierać kierunek ataku. Niekoniecznie też trzeba będzie atakować pusty kort, tylko atakować tam, gdzie bardziej się to akurat opłaca. To będzie trochę inny mecz. Vinci ma też inny forhend: bardziej klasyczny, splasowany. Dobrze też gra po linii, dobrze serwuje. Myślę, że to będzie też mecz trudniejszy. Jest to Włoszka i o swoją szkołę się z pewnością otarła, ale prezentuje jednak trochę inny tenis.



Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online. (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×