Krzysztof Straszak: Nazwałby pan kortem ziemnym niebieską nawierzchnię w Madrycie?
Radosław Szymanik: - Teoretycznie spełnia ona warunki i będzie zaliczana do kategorii "naturalny kort ziemny". Ale jest to dużo szybsza nawierzchnia od wszystkich hardkortów, na których rozgrywane są turnieje. Nie sądzę, by się utrzymała w Tourze. Największe hiszpańskie gwiazdy... a właściwie Nadal jest bardzo niezadowolony z tego, co tu zobaczył.
Zobaczył, że trudno grać w tenisa na tak nieprzyczepnej powierzchni.
- Samo odbicie piłki i jej szybkość to nie jest problem, bo kiedyś grało się na szybkich nawierzchniach. Problemem jest to, że nie można się na niej utrzymać: każdy wślizg powoduje, że traci się równowagę, a jej odzyskanie graniczy z cudem. I wszyscy tacy zawodnicy jak Nadal, którzy potrzebują mieć dobrego podparcia, grają tutaj przeciętnie.
Właśnie w stronę loży dla VIP-ów przemknął Țiriac, właściciel turnieju i sprawca całego zamieszania z niebieską mączką. Po porażce Nadala przeprosił go za to, że musiał wystąpić na czymś takim.
- Intencją Țiriaka było pokazanie czegoś innego. Ja nawet słyszałem, że za rok mają być różowe piłki i różowe linie... Jeżeli mamy robić coś dla pokazu czy czyjegoś widzimisię, to jest to chore. Myślę, że podstawą tego całego "cyrku" powinni być zawodnicy: oni powinni determinować to, co się dzieje. Rozumiem, że władze ATP czy dyrektorzy turniejów chcą wprowadzać innowacje. To normalne, że dyscyplina ma się rozwijać, ma przyciągać ludzi - ok, tylko musi być to wszystko w zgodzie z zawodnikami.
Największym grzechem eksperymentu ma być to, że kończy się na dwa tygodnie przed Rolandem Garrosem.
- Dlatego nie sądzę, że może się to utrzymać. To niestety nie jest pierwszy w roku turniej na mączce, kiedy jeszcze moglibyśmy to wszyscy zaakceptować, ale krótko przed największą imprezą na kortach ziemnych. Może ma kort podobną konsystencję: jest twardy, a góra jest luźna, ale na Rolandzie Garrosie można się zatrzymać, łatwo utrzymać tam równowagę i nikt nie ma problemu z poruszaniem się. Tutaj, jak się spojrzy, to wszyscy się źle poruszają.
W deblu nie ma tyle biegania, ale czy sytuacja jest lepsza?
- Jest jeszcze gorsza! Bo wszystko dzieje się szybko. Zawodnicy muszą reagować, a tu naprawdę nogi się rozjeżdżają i żeby wrócić do pozycji wyjściowej, potrzeba dużo czasu. Co się dzieje: niektórzy boją się w ogóle wystartować, bo każdy zryw powoduje, że można nabawić się kontuzji i pojawia się problem z uderzeniem. Tak jakby ktoś chciał wyjść na lód i rzucić bardzo mocno piłką. Gwarantuję, że nikt nie zrobi 50% swojego maksimum, bo nie ma punktów podparcia, człowiek się chwieje.
Więcej można zdziałać serwisem.
- Tak, ale wydawałoby się, że na takiej nawierzchni i na takiej wysokości powinni grać świetnie wieżowcy: jak Isner i Karlović. Tymczasem oni tu nie przeszli rundy! I to nie jest przypadek: mieli po prostu problem z balansem. I Nadal pewnie też nie miałby problemów z szybkością piłki, nawet byłby to dla niego jakiś handicap, ale tylko jeżeli miałby podstawę do tego, by uderzyć piłkę. Jak się spojrzy na jego mecz [z Verdasco], to widać jak wielki miał problem z utrzymaniem dobrej pozycji do każdego uderzenia. Przecież przy piłce, którą zepsuł na meczbola, z forhendu, był wyraźnie wytrącony z równowagi, nogi mu się rozjeżdżały. Nie ma takich butów, w których by można się utrzymać na tej nawierzchni. Musielibyśmy grać w kolcach, a nie wolno.
Niebieskiej mączce mówimy zatem zdecydowanie "nie"?
- Ja nie mogę narzekać na nawierzchnię, bo jestem trenerem. Opinia jest jednak taka, że kort jest zbyt śliski, a właściwie zbyt śliska jest jego wierzchnia warstwa: to jest taki zmielony pyłek. Ludzie, którzy robili tę nawierzchnię, nie do końca wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Od ubiegłego roku cały czas ją poprawiali; słyszałem historie, że jest ona przygotowywana w jakiejś odpowiedniej temperaturze itp. Roger [Federer] kiedyś narzekał, że wszystkie nawierzchnie są wolne. Ok, tylko tutaj gramy na wysokości 600 m n. p. m. - to i piłka szybciej lata, i wyżej się odbija. Ale nawierzchnia jest za śliska - jeśli to zmienią, to może się przyjmie.
Pomówmy o sytuacji w deblu. Widzi pan jakieś nowe twarze, które w tym roku mogą nawiązać walkę z czołówką?
- Groźnym deblem mogą być Granollers i López. Mogą walczyć o miejsce w Mastersie, a przynajmniej myślę, że będą w Top 10. Wszystkim gra się z nimi ciężko.
W elicie po staremu, choć Bryanowie oddali prowadzenie w rankingu.
- Gorszą pierwszą część sezonu mają Zimonjić i Llodra. Obaj grają dobry tenis i może troszeczkę pechowo poprzegrywali parę meczów, ale na pewno się będą liczyć w końcowym rozrachunku. A inne deble? Bopanna zmienił partnera, gra teraz z Bhupathim, i oni też będą się liczyć. Ale to są dwaj już utytułowani debliści, także nie ma co mówić o przypadku. Nie ma większych zmian. A to, że Bryanowie spadli z pierwszego miejsca po kilkudziesięciu tygodniach prowadzenia, to nie znaczy, że mają jakiś regres. Oddali nam mecz w Stanach, bo jeden miał wirusa. W Barcelonie też musieli oddać mecz, bo jeden był chory. Jednemu się urodziło dziecko. Także może to trochę splot nieszczęśliwych okoliczności dla nich, może minimalnie forma opadła, ale na pewno się będą bili o pierwsze miejsce.
Mirny jest liderem rankingu i główną twarzą Białorusi, z którą we wrześniu pańscy kadrowicze zagrają o powrót do Grupy I Strefy Euroafrykańskiej Pucharu Davisa.
- On zagra tylko w deblu, bo żadnego singla nie grał tak naprawdę od dwóch lat. Mają Białorusini Władimira Ignatik, Burego i jeszcze trzeciego singlistę, którego nazwiska nie pamiętam. Ignatik jest w Top 200, to jest bardzo duży walczak. Wcale nie czeka nas łatwy mecz. Pytanie, jakim będziemy grali składem? Jeżeli debliści utrzymają dyspozycję, jeżeli zagra Łukasz Kubot, jeżeli Jurek Janowicz, który właśnie wygrał turniej, będzie grał tak jak teraz, to jestem bardzo dużym optymistą. Bo wierzę w nas wszystkich i wierzę, że ten mecz jest do wygrania. Trzeba zeżreć gorzką pigułkę gry w niższej dywizji i wrócić do Grupy I.
Naszym Mirnym był do 2010 roku Michał Przysiężny. Na jakiej drodze powrotu do kadry się znajduje?
- Na razie wraca do zdrowia. Jeżeli to mu się uda, to chce grać i może wrócić tam, gdzie był. Na pewno nie będzie mu łatwo, bo nie pierwszy to jego powrót. A jego powroty są dosyć ciężkie. Zaczyna od niskiej pozycji, ok. 460, więc musi grać we Futuresach. Obawia się też o to, jak będzie wyglądała sytuacja z plecami, bo jego wcześniejsze powroty kończyły się lekkim odnowieniem dolegliwości. To już trwa rok: nie może ani trenować, ani startować. Dlatego powroty były takie krótkie: ciągle coś mu się odnawiało. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli mu na to, żeby wrócił. Wiele się temu poświęcił, on naprawdę chce wrócić do tenisa.
Gdzie i na czym zagramy z Białorusią?
- W grę wchodzi albo nawierzchnia taraflex - taka, na jakiej graliśmy do tej pory, albo hardkort. To zależy od tego, jaki będzie skład. Miejsce? Sopot, Łódź i chyba Poznań. Jeszcze nie jest to wszystko dopięte, ale te miasta są bardzo mocno zainteresowane goszczeniem Pucharu Davisa, z nimi są prowadzone rozmowy.