Szarapowa, tenisistka niezrozumiała

Młoda, piękna, medialna. Ale Szarapowa, wbrew zdrowemu rozsądkowi, postanowiła zostać legendą tenisa. I co jeszcze bardziej niewiarygodne - udało jej się to.

Jest rok 2004. Maria Szarapowa, mało znana, zaledwie 17-letnia tenisistka urodzona w położonym na Syberii Niaganiu, triumfuje na legendarnych kortach Wimbledonu. Wbrew pozorom jednak, jej tenisowa przyszłość nie wydaje się być usłana różami. Ortodoksi ganią ją za siłowy, atletyczny styl gry i postrzegają jako symbol tego, że tenis przestaje być sportem wyrafinowanym, a staje się ubogi taktycznie i technicznie.

Analitycy tenisa nie wróżą jej długiej, pełnej sukcesów kariery: jej oparta na nieustannej agresji gra będzie musiała kiedyś doprowadzić do zbytnich przeciążeń organizmu i ciężkich kontuzji.

CZYTAJ: Lisicka wykolegowała Maszę z Wimbledonu

Znacznie lepiej rysuje się za to medialna przyszłość Szarapowej, niezbyt ściśle związana z tenisem. Długonoga blondynka o zielonych oczach, potrafi się niezwykle uroczo uśmiechać, a jej wypowiedzi, choć może czasem niefortunne i trochę niedojrzałe (jak to przy prowadzącej intensywny tryb życia nastolatce) noszą znamiona dużej medialnej swobody i przebojowości. Szarapowa zdaje się być osobą skazaną na sukces, niekoniecznie ten czysto sportowy.

Wielkoszlemowy model Kurnikowej

Mija czas i rozwój wypadków zdaje się potwierdzać publiczne przekonania. Maria staje się współczesnym ucieleśnieniem męskich marzeń: przoduje na listach najpiękniejszych osób świata, a media wróża jej karierę w modellingu i pójście w ślady Anny Kurnikowej. Słowiańska uroda wciąż jest na topie: przekonuje o tym nie tylko sukces Kurnikowej, ale i Rosjanki czy Czeszki przodujące na listach topmodelek.

Jej dyspozycja kortowa jest nierówna, tak jak się spodziewano. Szarapową trapią przewidywane kontuzje. W przygotowaniach do Rolanda Garrosa 2006, a później 2007, nie bierze wcale udziału. Mimo to, wciąż odnosi sukcesy: co rok kwalifikuje się do występu w Mastersie i zwycięża w US Open 2006.

Dla Szarapowej każdy kolejny sezon jest próbą, w każdym z nich musi coś udowadniać. Do roku 2008 wiele z zarzutów jej stawianych pozostało nieodpartych - jak choćby ten, że gra Rosjanki sprawdza się wyłącznie na nawierzchniach szybkich, czego dowodem miał być brak znaczących sukcesów na mączce. Mimo to, Szarapowa nieustannie pracuje nad rozwojem: początek 2008 roku to prawdopodobnie najlepszy okres w całej jej karierze, gdy triumfując na kortach Australian Open, znajduje się w absolutnie szczytowej formie.

Od Domachowskiej do Warszawy

Najcięższa z prób przychodzi jednak w roku 2008, gdy w Kanadzie podczas spotkania z Martą Domachowską u Szarapowej odnawia się przewlekła kontuzja ramienia, eliminując ją zarówno z tego turnieju, jak i w ogóle z gry na ponad pół roku.

Następuje najbardziej enigmatyczny etap w karierze Rosjanki, w którym tworzą się niejako dwie sfery: publicznych wyobrażeń i ta rzeczywistej pracy wykonywanej przez samą tenisistkę. W tej pierwszej Maria Szarapowa odchodzi powoli do przeszłości: jej kontuzja była tym, co nieuniknione; koniec jej kariery jest dla wielu niemal pewny. Powróciła na kort w Warszawie, w maju 2009 roku.

Jako kto zapisze się więc w historii tenisa Rosjanka? Odpowiedzi było wiele, w większości niekoniecznie dla niej chlubnych. Zgodnie z nimi Szarapowa jawi się jako tenisistka wysokiej klasy, jednak wysoce nieuniwersalna. Pracowita, ale niezbyt utalentowana, dysponująca głownie siłą zawodniczka, którą warto pamiętać bardziej jako kortową królową piękności, niż ze względu na jej styl gry. Flagowy produkt mocno krytykowanej akademii Nicka Bollettieriego, częściej irytujący na korcie krzykami wydawanymi przy uderzeniach niż zachwycający efektownością gry.

Ale Maria Szarapowa jest tenisistką przewrotną. Dla niej rok 2008 nie był końcem kariery. Zamiast zaangażować się w modelling, co media zdawały się jej sugerować, Szarapowa wykonywała wtedy czynności związane bezpośrednio z tenisem: przechodziła rehabilitację, wznowiła treningi, potem stopniowo przystosowywała swój styl gry do nowych warunków. W tym ostatnim znacząco pomógł jej szwedzki utytułowany coach Thomas Hogstedt, zatrudniony przez nią w 2010 roku, wraz z którym Maria wprowadziła swoją karierę na nowe tory.

Szlem znów Wielki

Budowanie nowej Marii Szarapowej nie było jednak łatwe. Początkowy okres po powrocie to pasmo rozczarowań i zmagań z własnymi, teraz jeszcze większymi ograniczeniami. Ponurym dziedzictwem kontuzji ramienia był jej nowy serwis: z początku bardzo niepewny i zachowawczy, generujący wiele punktów oddawanych przeciwniczkom za darmo podwójnymi błędami.

Ale Szarapowa nie poddała się i sukcesy przyszły: z początku jakby niepewnie, a potem już coraz sugestywniej się rysujące: pierwsze znaczące wyniki na ceglanej mączce w 2011 roku, powrót do Top 10 rankingu, wreszcie finał Wimbledonu, przegrany z będącą w wielkiej formie Petra Kvitovą. Po tym sukcesie, będącym pierwszym udziałem Rosjanki w finale imprezy wielkoszlemowej od ponad trzech lat, pozostało już tylko jedno pytanie: czy Szarapowa będzie w stanie wrócić do swojej dawnej wielkości?

Odpowiedź na nie stanowi obecny sezon, w którym Szarapowa do końca czerwca zdołała zaliczyć trzy turniejowe finały, w tym Australian Open (przegrany z Wiktorią Azarenką) oraz trzy zwycięstwa, w tym to najcenniejsze - na kortach im. Rolanda Garrosa w Paryżu, przynoszące jej karierowy Wielki Szlem i tryumfalny powrót na pierwsze miejsce w rankingu tenisistek.

W ewolucji swojej gry Maria Szarapowa zaszła bardzo daleko: z typowo siłowej zawodniczki stała się typowym przykładem klasycznego ofensywnego baselinera - takiego, jakimi byli choćby Andre Agassi czy Jewgienij Kafielnikow. Potrafi dziś szachować przeciwników wybieranymi rotacjami i kątami, umiejętnie dobiera też kierunki zagrań. Równie dobrze czuje się na nawierzchniach szybkich, które premiują jej naturalną zdolność do wyprowadzania kończących uderzeń, co na wolnej mączce, na której wysoki kozioł pozwala jej lepiej przygotować jej potężne uderzenia.

Urozmaiciła swój repertuar o wcześniej nieużywane uderzenia, jak skrót czy - rzadziej - slajs. Potrafi też z powodzeniem, od czasu do czasu, wykonać przy siatce klasyczną akcję wolejową. Również bieganie po takiej nawierzchni nie sprawia dziś Maszy problemu - to bodaj najbardziej poprawiony przez nią element gry, dzięki czemu Rosjanka dokonała rzeczy niezwykłej: przy wzroście 189 cm, z jednej z najsłabiej biegających tenisistek stała się jedną z najlepiej przemieszczających się po korcie. Wrażenie znów robi na rywalkach jej serwis: nie tak porażający mocą jak dawniej, za to o wiele bardziej urozmaicony i zaskakujący.

Nie dla Hefnera

Wraz z rozwojem tenisowym, Maria ewoluowała również jako kobieta. Mocno wydekoltowane sukienki z początków kariery zamieniła z czasem na o wiele bardziej stonowane, ekskluzywne kreacje, w których prezentuje się jednak wcale niemniej zachwycająco. Nie zmieniło się natomiast to, iż fani marzący o jej udziale w bardziej odważnych sesjach zdjęciowych wciąż muszą czekać na bliżej nieokreśloną przyszłość.

- Hugh Hefner? Tak, poznałam go podczas gali ESPY Awards. Zamieniliśmy parę słów.
- Czy złożył ci propozycję sesji w "Playboyu"?
- Nie, nie złożył.
- A gdyby złożył, czy zdecydowałabyś się na nią?
- Nie złożył mi tej propozycji - odpowiadała wymijająco 20-letnia Maria.

I na inną odpowiedź nie można liczyć również i dziś, a sesje w bikini, jak choćby ta dla "Sports Illustrated", wciąż pozostają jej najodważniejszymi.

25-letnia Szarapowa nie pasuje już dziś do okładek magazynów dla nastolatków, których była kiedyś królową. Jej wypowiedzi również stały się z czasem bardziej wyważone. Sama przyznaje, ze zupełnie inaczej myśli też dziś o tenisie:

- Jestem pewna, że gdybym w wieku 17 lat miała odpowiedzieć na pytanie o to, jak długo będę jeszcze grać, odpowiedziałabym, że nikt nie zobaczy mnie już  na pomeczowej konferencji prasowej za 8 lat. Ale sporo czasu minęło. Gdy na krótko przed rozpoczęciem tegorocznego Australian Open obudziłam się, czułam wielką chęć wyjścia na kort; czułam świeżość i mnóstwo energii, czułam, że perspektywa na moją tenisową przyszłość jest dobra. Czas wiele zmienia i dziś czuję, że mogę grać jeszcze przez wiele lat, bo jest to coś, co daje mi najwięcej przyjemności w życiu.

Kariera Marii Szarapowej może się jawić jako jeden z głównych dowodów na nieprzewidywalność tenisa. Przez wszystkie lata kariery próbowano "uchwycić" Szarapową, przyporządkować ją do którejś z szufladek; okazało się, że nie pasowała do żadnej z nich. Znalazła zaś swoje miejsce właśnie w tej, w której niewielu ją niegdyś widziało: tej z napisem "wielcy tenisiści".

Komentarze (6)
avatar
makulator
4.07.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Kochana Masza :* Chociaz jeszcze jedna sesja w bikini niech będzie ;) Uwielbiam ją, przepiękna jest 
avatar
chieri
3.07.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Moga niektorych kibicow denerwowac jeki Maszy na korcie, ale Szarapowej nie mozna odmowic tego, ze jest wspaniala tenisistka. Nikt przypadkowo nie wygrywa personalnego Wielkiego Szlema. Numerem Czytaj całość
avatar
qasta
3.07.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
gratki za bardzo interesujący artykuł, z wartką narracją, napisany po coś, z jakąś refleksją i próba analizy zjawiska , jakim jest zjawiskowej urody Wielka Masza 
Artek1775
3.07.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardzo ciekawy artykuł! I pamiętam ten mecz z Domachowską. Z wielkim trudem, ale Szarapowa wygrała. Niestety w następnej rundzie już nie zagrała... W sumie udało Jej się wrócić i to na sam szcz Czytaj całość
avatar
Miss Gomez
3.07.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szkoda tej porażki z Lisicką, tytuł na Wimbledonie po takiej przerwie byłby czymś, bo i tak w tym sezonie gra znakomicie. Może na igrzyskach medal?