Jak mantrę Jerzy Janowicz powtarza zdanie, które wypowiedział już po wygraniu pojedynku z Philippem Kohlschreiberem. W jego myślach wciąż dominują szok i niedowierzanie we własny sukces: - Jestem w półfinale, nigdy bym czegoś takiego nie przewidział. Nigdy bym nawet nie marzył, że wejdę z eliminacji i będę w stanie pokonać dwóch zawodników z czołowej dwudziestki i dwóch z czołowej dziesiątki. Nie da się opisać tego, co dzieje się teraz w mojej głowie - wyznał tuż po meczu szczęśliwy Janowicz portalowi SportoweFakty.pl.
Polski tenisista przyznał, że po życiowym sukcesie w III rundzie, prawie przez całą noc adrenalina nie dawała mu zasnąć: - Spałem dziś dwie godziny, spać położyłem się o piątej rano.
Bezsenna noc dała mu jednak we znaki już po pojedynku, kiedy emocje opadły: - Dzisiaj już to odczułem, czuję się strasznie kiepsko, kręci mi się w głowie. Muszę zjeść coś porządnego i jak najszybciej się położyć. Mam nadzieję, że dziś będę już spać normalnie.
Nie ma jednak mowy o żadnej celebracji. Łodzianin już myślami jest przy kolejnym spotkaniu - jego przeciwnikiem będzie lokalny faworyt, Gilles Simon: - Najważniejsze jest teraz, żeby skupić się na jutrzejszym meczu z Gillesem Simonem. To francuski zawodnik, publiczność będzie go wspierała znacznie bardziej niż mnie, więc trzeba się już zacząć koncentrować. Liczę, że nie będzie to mój ostatni mecz w Paryżu - deklarował pełen nadziei Janowicz.
Swoje piętno odcisnął także mecz III rundy ze szkockim mistrzem US Open. Polak słabo rozpoczął spotkanie, wyraźnie spięty i nie najlepiej czujący się na korcie. - Pierwszego seta zacząłem nerwowo, popełniłem parę niewymuszonych błędów z forhendu, dość prostych. Początek nie układał się po mojej myśli. W moje poczynania wkradło się też trochę nerwowości, na pewno miałem jeszcze w podświadomości mecz z Andym [Murrayem] - samokrytycznie ocenia Janowicz.
Z biegiem meczu łodzianin czuł się w piątek coraz lepiej, by w decydującym momencie wspiąć się na absolutne wyżyny: - Całe szczęście, udało mi się z tego pozbierać. W drugim i trzecim secie zagrałem najlepszy tenis w moim życiu.
Janowicz jest także bohaterem francuskich kibiców. Wcześniej nieznany, podbił serca fanów znad Sekwany swoją bezkompromisową postawą na korcie i drygiem do niezwykłych zagrań: - Atmosfera jest niesamowita. Na trybunach były tysiące kibiców, bardzo mnie dziś wspierali. Liczyli na to, że wygram ten mecz. Okrzyki czasami zagłuszały moje myśli. Mam nadzieję, że jutro, grając przeciwko Francuzowi, będę miał jakiś procent wsparcia w porównaniu do dzisiejszego pojedynku.
Czy podczas najważniejszego meczu w karierze, w sobotnie popołudnie, pojawią się na trybunach rodzina zawodnika? - Rodzina będzie oglądać w telewizji. Jak idzie dobrze, to nic nie zmieniamy, skład na trybunach będzie taki sam - mówił uśmiechnięty łodzianin.
Wygrywając w piątek, Janowicz zapewnił sobie zakończenie sezonu w Top 40 świata.
Robert Pałuba
z Paryża
robert.paluba@sportowefakty.pl