Robin Haase miał okazać się bardzo trudnym rywalem na inaugurację Australian Open dla Andy'ego Murraya. Na każdym kroku przypominano mecz tych tenisistów z US Open 2011, w którym Haase miał już na "na widelcu" szkockiego tenisistę, lecz przegrał mecz, mimo prowadzenia 2-0 w setach. Tym razem powtórki z Nowego Jorku nie było, byliśmy za to świadkami deklasacji. Murray wygrał 6:3, 6:1, 6:3, a zajęło mu to 97 minut.
Murray zaczął mecz niezwykle skoncentrowany i z impetem ruszył na rywala przełamując go w trzecim i piątym gemie. W ósmym gemie sam stracił serwis, ale w kolejnym zakończył seta przy podaniu przeciwnika. W secie drugim na korcie istniał tylko Szkot. Haase popełniał całą masę niewymuszonych błędów, grał bez wiary i przekonania w zwycięstwo. Ta partia zakończyła się wynikiem 6:1 dla Murraya. Trzecia odsłona niczym nie różniła się od dwóch poprzednich. Holender nie był w stanie podjąć walki, a szkocki tenisista bez najmniejszego problemu zakończył tego seta zwycięsko.
- Dobrze zacząłem swój występ. Warunki były zupełnie inne niż przez ostatnie cztery-pięć dni, zupełnie inaczej się grało. Kozioł piłki był znacznie wyższy - analizował warunki szkocki mistrz US Open. - Od samego początku dobrze się dziś spisywałem, dyktowałem warunki w wymianach i nie popełniałem prostych błędów - ocenił Murray.
Milos Raonic nie miał łatwej przeprawy z Janem Hajkiem. Kanadyjczyk wprawdzie wygrał 3:6, 6:1, 6:2, 7:6(0), aczkolwiek stracony set jest dużym zaskoczeniem.
Po przegraniu pierwszej partii, w dwóch kolejnych Raonić nie pozostawił przeciwnikowi żadnych złudzeń, kto jest lepszy. Niespodziewanie w czwartej odsłonie Czechowi udało nawiązać się wyrównaną walkę, miał nawet piłkę setową w dwunastym gemie, której nie wykorzystał. W decydującej rozgrywce tie breakowej na placu gry rządził już tylko kanadyjski gracz, wygrywając ją bez straty punktu.
Wielkie widowisko stworzyli Florian Mayer i Rhyne Williams. Rozstawiony z numerem 25. Niemiec wygrał po ponad trzech i pół godzinach walki 2:6, 3:6, 6:2, 7:6(12), 6:1, broniąc w czwartym secie piłek meczowych.
Porażką zakończył swój wielkoszlemowy debiut Luke Saville. Niezwykle utalentowany Australijczyk robił co mógł, lecz wystarczyło to tylko na wygranie jednej partii z Go Soedą. W całym meczu 6:7(4), 6:3, 6:2, 6:3 lepszy okazał się Japończyk.
Oznaczony numerem 17. Philipp Kohlschreiber odesłał z kwitkiem Steve'a Darcisa wygrywając 6:2, 6:3, 6:4. Zwycięstwo Niemca ani przez moment nie było zagrożone. Tenisista z Augsburga przez cały czas kontrolował wydarzenia na korcie, ani razu nie dając się przełamać, zaś sam czterokrotnie odebrał podanie przeciwnikowi.
Program i wyniki turnieju mężczyzn
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!