Puchar Davisa treścią życia - rozmowa z Jackiem Muzolfem, prezesem PZT

Polski Związek Tenisowy musi stanąć na głowie - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl prezes Jacek Muzolf - by pomóc młodzieży, która nie miała takich szans finansowania jak Radwańskie.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Krzysztof Straszak: Czy ma pan w swoim gabinecie portret Zdzisława Szulca, pierwszego szefa polskiego związku tenisowego? Tak jak pan działał on dla poznańskiego AZS-u.

Jacek Muzolf: - Nie mam portretu Szulca, ale muszę o tym pomyśleć: dobrze, że zwrócił mi pan uwagę. Polskie narodowe struktury tenisowe faktycznie narodziły się w Poznaniu, potem dopiero oddaliśmy władzę Warszawie.

Z Poznania wyszli znakomici tenisiści Warmiński, Tłoczyński, w końcu Fibak. Dźwiga pan dziś na swoich barkach trochę to dziedzictwo?

- Bez przesady... Ja jestem po prostu prezesem od pracy, ciężkiej pracy, a nie z tych, co lubią otwierać, zamykać, jeździć na różne uroczystości. Ale oczywiście, czujemy, że tenis ma w Poznaniu ogromne tradycje, i to przypomina nam się choćby wtedy, gdy na korty AZS-u przychodzi Wojtek [Fibak].

Wyróżnienie Tadeusza Nowickiego przez Międzynarodową Federację Tenisową za przywiązanie do kadry narodowej to znakomita okazja, by uświadomić młodym, że polski tenis nie zaczął się dziesięć lat temu wraz z przyjściem Radwańskiej.

- Oczywiście, tenis polski istniał przecież już przed wojną.

Jak PZT pielęgnuje swoją historię?

- W 2011 roku zorganizowaliśmy bardzo uroczystą galę na 90-lecie. Wtedy zrobiliśmy taką retrospekcję, przypominając wielu naszych znakomitych tenisistów. Było kilkaset zaproszonych osób i podsumowanie tych dziewięćdziesięciu lat.

Powiedział pan w wywiadzie dla Sportklubu, że sukcesy w tenisie to chwała nie tylko dla sportu, ale i dla samej Polski. Federer i Nadal rokrocznie wybierani byli najlepszymi sportowcami świata, będąc jednocześnie ambasadorami swoich krajów.

- Tenis to sport globalny, jego gwiazdy są najbardziej rozpoznawalnymi sportowcami, a Agnieszka Radwańska jest w tej chwili, moim zdaniem, najbardziej rozpoznawalnym polskim sportowcem na świecie.

Wiele ma wciąż Polska do zyskania poprzez tenis?

- Tak, jak najbardziej. Cały czas to powtarzamy, to jest nasz wielki plus. Między innymi takimi hasłami próbujemy się przebić w ministerstwie. I nie są to puste hasła, to stwierdzenia faktów.

Przesunięcie tenisa z dyscypliny numer osiemnaście na liście dotacji do tak zwanej "srebrnej grupy" to nobilitacja czy regres?

- Wiele nie podskoczyliśmy jeśli idzie o kwotę, natomiast awansowaliśmy z ostatniego koszyka. A były niestety czasy, że jakby się dało, to by nam przyszykowano jeszcze jakiś dalszy koszyk... Jest to zatem krok do przodu o tyle, że jesteśmy dostrzegani jako sport ważny i skoro nie dodano nic do kwot, które były kiedyś - z naszego punktu widzenia - niesprawiedliwie przyznane, to liczymy na to, że dzięki dobrym programom dostaniemy dodatkowe pieniądze z rezerwy piętnastu milionów złotych. Ułożyliśmy strategię, naszym zdaniem świetną, która wypełnia wszystkie oczekiwania ministerstwa i samej pani minister. Natomiast to, że jesteśmy w "srebrnej grupie", jest bardzo krzepiące: to kierunek w dobrą stronę. Na większe środki, na razie, to się jednak nie przełożyło.

W ubiegłym sezonie ponad połowa budżetu PZT pochodziła ze środków z ministerstwa. Jak to będzie wyglądać w 2013 roku?

- Mamy nadzieję, że po pierwsze: tak jak wspomniałem wcześniej, mimo wszystko dostaniemy większe środki z ministerstwa, po drugie: usilnie staramy się pozyskać nowego sponsora strategicznego. Byliśmy już blisko z dwiema dużymi firmami, spółkami skarbu państwa... Nie udało się, ale mamy nowe sygnały.

Jak to wygląda teraz?

- Ewentualny sponsor strategiczny, ten, który był blisko, wstrzymał się. Dostaliśmy informację, że wygrana w Pucharze Davisa, jedna czy druga, pobudzi tego sponsora lub innego, ale prowadzimy rozmowy z jeszcze innymi. Myślę, że w końcu coś się uda. Fakt jest taki, że jak mamy więcej pieniędzy, to się to ewidentnie przekłada na sukcesy. Sukcesy w zeszłym roku i dobre rozpoczęcie tego sezonu nie biorą z niczego. Do 2009 roku, gdy istniał PZT Prokom Team, wszyscy zawodnicy, którzy są w tym momencie w polskiej czołówce, korzystali z tego programu. Tenis jest postrzegany jako sport elitarny i drogi, jak to powiedziałem pani minister, ale weźmy na przykład wioślarstwo: jeśli wioślarz miałby sobie sam kupić łódź, wiosła, wynająć tor i wozić sprzęt na zawody, to by się okazało, że wioślarstwo jest droższe niż tenis, a uchodzi za sport tani, bo ministerstwo za wszystko płaci.

Czy brak strategicznego sponsora to dziś największy problem PZT?

- Generalnie mamy programy. W 2008 roku, w apogeum finansowania, mieliśmy "pozapinane" wszystko od samego dołu - od pozyskiwania utalentowanych dzieci w programie Tenisowe Asy, w czym wspierał nas bank BZ WBK, poprzez Talentiadę, funkcjonujące u nas od wielu lat masowe rozgrywki drużynowe dzieci do lat dziesięciu, turnieje Supermasters, wyłaniające najlepsze dzieciaki, którym fundowaliśmy stypendia, urządzaliśmy ośrodki szkoleniowe dla młodzieży czternasto-, piętnastoletniej. Dalej mieliśmy program Junior Team, gdzie dofinansowywaliśmy wyjazdy najzdolniejszym juniorom, którzy dostawali zwroty w zależności od tego, gdzie dochodzili w danych turniejach. I wreszcie indywidualne kontrakty, z których nasze obecne gwiazdy korzystały, że tak powiem, pełnymi garściami.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×