Jerzy Janowicz: Nie narzekam, wraca forma

Kluczowym punktem meczu z Tomaszem Berdychem w Madrycie był według Jerzego Janowicza otwierający gem decydującego seta, kiedy łodzianin nie wykorzystał break pointa.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- Spotkanie było całkiem niezłe - ocenił dla portalu SportoweFakty.pl najlepszy polski tenisista. - Cieszę się, że w końcu wracam powoli do siebie. Przez długi okres czasu miałem problemy zdrowotne. Dzisiaj nie będę na nic narzekał, bo gra mi się naprawdę coraz lepiej. Mam nadzieję, że w Rzymie będę już w szczycie formy.

Mimo porażki (7:6, 3:6, 2:6) Janowicz był zadowolony, bo w końcu może budować formę bez obciążeń zdrowotnych. - Byłem chory po Pucharze Davisa, przez trzy tygodnie, a właściwie to zachorowałem już na kilka dni przed meczem w reprezentacji - powiedział. - Zaczęło się od infekcji gardła, zdecydowałem się grać, więc przyplątała się kolejna infekcja, potem były problemy z uchem w Monte Carlo. To było trochę głupie z mojej strony: grać będąc chorym, ale czuję się już lepiej; to najważniejsza rzecz.

Nie chciał analizować meczu z Berdychem na świeżo. Za kluczowy moment dla rozstrzygnięcia uznał niewykorzystanego break pointa na początku decydującej partii. - Jeśli bym go przełamał, może wywarłoby to na nim więcej presji, byłbym ciągle o gema przed nim, może zacząłbym tego trzeciego seta z większą pewnością i on na pewno by się troszeczkę podłamał, bo tak zwykle się dzieje, gdy daje się przełamać zaraz na początku seta. On posłał bardzo agresywny drugi serwis, na ciało, ja wszedłem w kort, chciałem posłać agresywny return, ale mnie zaskoczył.

Janowicz odrobił przełamanie w pierwszym secie, by wygrać go w tie breaku. - W drugim secie [Berdych] przełamał mnie raczej łatwo - przyznał o sytuacji przy 3:3. - To był jego niesamowity gem, pomyliłem się przy pierwszej piłce z forhendu, a trzy kolejne to była jego zasługa: chciałem zagrać ciasnego krosa forhendowego, pomyliłem się o trzydzieści centymetrów; druga piłka to był mój bardzo dobry lob, on zagrał znakomicie w biegu, prawie że za sobą, trzy centymetry nad siatką i zaraz pod nogi, potem długa wymiana, bardzo dobry forhend po krosie, byłem bez szans; a potem return-winner... Znalazł swój moment, zagrał świetnego gema, przełamał mnie i widać było, że się tym podbudował.

Drugiego seta Janowicz przegrał przy swoim podaniu i decydującą partię to Czech rozpoczynał od serwisu. - To nieważne. Zacząłem break pointem w trzecim secie, a to, kto zaczyna seta, to mnie nie interesuje - powiedział.

W drugiej połowie lutego Janowicz wywalczył już seta z Berdychem w hali w Marsylii. - Tam była bardzo szybka nawierzchnia, więc dużo punktów, łatwo i szybko przewagę, zyskiwaliśmy po serwisach, a wymiany były krótsze - przypomniał. - Tutaj było dużo wymian, biegania. Wydaje mi się, że te mecze były troszeczkę inne. Tam nie miałem ani jednego break pointa. Tutaj było dużo wymian i wydaje mi się, że były one na bardzo wysokim poziomie.

Janowicz jest w Madrycie z Radosławem Szymanikiem, kapitanem reprezentacji Polski w Pucharze Davisa. Właściwy trener łodzianina, Fin Kim Tiilikainen, dotrze do zawodnika w przyszłym tygodniu podczas mistrzostw Włoch w Rzymie, także turnieju rangi Masters 1000.

Krzysztof Straszak
z Madrytu
krzysztof.straszak@sportowefakty.pl


Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×