ATP Madryt: Janowicz nie zatrzymał Berdycha

Podobnie jak w Marsylii, Jerzy Janowicz był w stanie ugrać seta z Tomasem Berdychem, przegrywając z szóstą rakietą świata w II rundzie turnieju na korcie ziemnym w Madrycie (7:6[3], 3:6, 2:6 w 2h15').

Mógł wygrać tenis nowej fali w czasach tenisa potężnych serwisów i niepamięci o sporcie, w którym atakuje się na siatce nie tylko wtedy, gdy trzeba bronić break pointa. Mógł wygrać tenis nowej fali w czasach, kiedy fantazja cierpi w starciu z regularnością, a młodość nie daje zwykle rady doświadczeniu. Choć we wtorek młodzieżowiec Dimitrow zaprzeczył temu ostatniemu, zaprzeczył ze źle grającym Djokoviciem, dzień później nie udało się to Janowiczowi, który jednak może być usatysfakcjonowany występem z niezłym Berdychem (Czech zdobył o punkt mniej od łodzianina: 96), bo nie był daleko od postawienia kolejnego monumentu na swojej krótkiej jeszcze drodze tenisisty głównego cyklu.

Podczas gdy Berdych wygrywa czterechsetny mecz w premierowych rozgrywkach, Janowicz dwa dni wcześniej odnosi pierwsze w karierze zwycięstwo na mączce. Ale to człowiek niezamierzący godzić się z elegancją Berdycha, który uderza bliziutko linii, zawija piłki w narożniki, wydaje się być zbyt dobry. Jerzy broni się jak dziewica przed przełamaniem na 1:3, próbuje szybko odrobić stratę, by w starciu z ubiegłorocznym finalistą w końcu wejść w rytm, by przy 2:4 stać się panem kortu im. Arantxy Sánchez-Vicario, tej niemal hali, stadionu z otworem w suficie. Przy trzecim break poincie Janowicz atakuje drugi serwis, zmusza Berdycha do wyrzucenia piłki i choć serwując na powrót popełnia dwa podwójne błędy i musi bronić dwóch break pointów, notuje także dwa asy (łącznie z kolejnym gemem w sumie trzy jego kolejne serwisy to asy).

Berdych gra uważnie, ale gdy nie posyła wygrywającego podania, ma problemy, bo sprężysty Janowicz nie tylko jest wszędzie, minimalizuje błędy, posyła czeskiemu rywalowi tak dropszoty, jak piłki pod nogi. Polak ma szansę na 6:5 z przełamaniem, ale oto odzywa się stary wyga - polscy poeci nazywają to doświadczenie - gdy uderza z drugiego podania w linię i Janowicz tylko bije ramą w piłkę, zawsze szybszą od zawodnika w tym sporcie, gdzie wygięta sylwetka tenisisty odbierającego serwis przypomina szermierza albo gimnastyka.

Wyga psuje wymianę na otwarcie tie breaka, Janowicz posyła asa i sprawia sobie dwupunktową przewagę, szybko ją traci, ale w piątej piłce posyła zabójczy return, w dwie sekundy podwyższa wynik (5-2), a Berdych wyrzuca kolejną piłkę i pewnie już wie, że przy znakomicie serwującym Polaku seta nie odzyska.

To był Polak nie tylko znakomicie serwujący (10 asów, 71% trafionych pierwszych podań), ale i rządzący w wymianach (łącznie 56 wygrywających uderzeń przy 28 niewymuszonych błędach). Stracił panowanie nad meczem w momencie, gdy wydawało się, że o jakość serwisu już nie musi się martwić i że posyłanej na drugą stronę piłce określa cel co do centrymetra. To jest tenisista na miarę nowych czasów, pewny także w starciu z czołówką, wiedzący że w ostatecznym rozrachunku nie liczy się doświadczenie i jakieś tam czterysta meczów. Nie potrzebuje tego, by w otwierającym punkcie minąć Berdycha, stosować horrendalne zmiany rytmu, uderzać tak płasko, żeby piłka niemal nie odrywała się od kortu - to jest tenis nowych czasów.

Czekaliśmy, gdy Berdych się obudzi, ale Berdych przecież nie spał. Małe błędy kosztują fortunę, jak w technologii kosmicznej. Jeden oddany gem serwisowy w starciu z gigantem kosztuje zbyt wiele: przegrywając do zera serwis przy 3:3 w drugiej partii, gdy eliminując jego zapędy returnem nie do odbicia Berdych symbolicznie wyszedł z cienia Janowicza, kiedy Janowicz zaczął się irytować, gdy to nonszalanckie składanie się do zagrania znad głowy nie przynosiło już owoców, gdy return z podskosku, ten maksymalnie silny bekhend, nie był zbyt silny na Berdycha, gdy wciąż wybierając najtrudniejsze zagrania wiedział, że robi wystarczająco wiele, to nie było już niewystarczająco wiele na Berdycha (34 winnerów przy 19 piłkach zepsutych). Janowicz (13/16 wygranych akcji pod siatką) tak musiał grać, tak grał i tak będzie grał.

Czego może żałować, to niewykorzystanego break pointa na otwarcie decydującej partii: był wściekły, że nie potrafił odebrać drugiego serwisu Berdycha. Wszystko funkcjonowało sprawnie aż do 2:3, (30-15), gdy znów musiał serwować na wyrównanie - bo przegrał drugiego seta przy swoim podaniu. Mały błąd kosztuje fortunę.

Żeby niszczyć system i przeszkadzać wielkim grać ze sobą w każdy weekend, nie wystarczy pokazać się i chcieć wygrać; trzeba chcieć wielkich pognębić, zniszczyć. Janowicz ma mentalność zwycięzcy, warunki pasujące do nowych czasów i wielki tenis, który demonstruje światu w turniejach Masters 1000, w przedsionku Wielkiego Szlema, w przededniu Rolanda Garrosa, na niemal tej samej nawierzchni co w Paryżu.

Mutua Madrid Open, Madryt (Hiszpania)
ATP World Tour Masters 1000, kort ziemny, pula nagród 3,37 mln euro
środa, 8 maja

II runda (1/16 finału) gry pojedynczej:

Tomáš Berdych (Czechy, 6) - Jerzy Janowicz (Polska) 6:7(3), 6:3, 6:2

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Krzysztof Straszak
z Madrytu
krzysztof.straszak@sportowefakty.pl

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Źródło artykułu: