ATP Hamburg: Bohater Hiszpanii na drodze Janowicza do czwartego ćwierćfinału w sezonie

Jerzy Janowicz debiutancki start w Hamburgu rozpoczął zwycięstwem z Robinem Haase. W 1/8 finału łodzianina czeka o wiele trudniejszy rywal, bohater całej Hiszpanii z 2008 roku, Fernando Verdasco.

Marcin Motyka
Marcin Motyka

W czasie gdy większość najlepszych tenisistów świata regeneruje siły po trudach Wimbledonu i przygotowuje się do okresu gry na kortach twardych w USA, którego zwieńczeniem będzie wielkoszlemowy US Open, Jerzy Janowicz próżnować nie zamierza. Łodzianin po Wimbledonie odpoczywał niespełna dwa tygodnie, a w celu zdobycia jakże cennych rankingowych punktów udał się do Hamburga, na turniej z serii ATP World Tour 500.

Dla Janowicza to premierowy występ w największym niemieckim turnieju tenisowym. Z racji rozstawienia w I rundzie otrzymał wolny los, a w 1/16 finału po dramatycznym, trzysetowym pojedynku, uporał się z Holendrem Robinem Haase. 22-latek z Łodzi może stać się drugim w historii, po Wojciechu Fibaku polskim ćwierćfinalistą międzynarodowych mistrzostw Niemiec (Fibak zagrał nawet w finale 1978 roku, w którym przegrał z Guillermo Vilasem), jednak aby tego dokonać, musi w czwartkowe popołudnie wygrać z Fernando Verdasco.
Jerzy Janowicz pierwszy raz zagra przeciw Fernando Verdasco Jerzy Janowicz pierwszy raz zagra przeciw Fernando Verdasco
29-latek z Madrytu to gracz nieobliczalny. Gdy jest w formie i, jak mawiają tenisiści, "ma swój dzień", potrafi wygrać każdym przeciwnikiem. O sile niszczycielskiego forhendu Verdasco i o jego niemal nadludzkiej wydolności przekonał się już niejeden tenisista na świecie. Verdasco to także, a dla niektórych - przede wszystkim, ulubieniec płci pięknej. Sesje zdjęciowe madrytczyka w stroju Adama, wywołują poruszenie u kobiet, a sam Verdasco nie stroni od ich towarzystwa. Hiszpan ma opinię jednego z największych podrywaczy wśród zawodowych tenisistów. Obecnie związany jest z Jarą Mariano, znaną amerykańską modelką o koreańskich korzeniach, ale najgłośniej było o jego związku z Aną Ivanović. Serbka, uważana za jedną z najpiękniejszych tenisistek, i przystojny Hiszpan tworzyli parę na przełomie 2008 i 2009 roku, lecz po kilku miesiącach gorącego romansu zdecydowali się na rozstanie. Dlaczego? - Bo Ana była dla mnie za słodka - krótko i treściwe skwitował Verdasco.

Madrytczyk to tenisista o niesamowitym potencjale. Pochodzi z zamożnej rodziny, jego ojciec, Jose, jest właścicielem jednej z najlepszych restauracji w Madrycie. Fernando jako dziecko miał zapewnione wszelakie luksusy, na które większość jego rówieśników nie mogło sobie pozwolić, włącznie z kortem tenisowym na terenie posiadłości państwa Verdasco - Nie mogę powiedzieć, że miałem nieszczęśliwe dzieciństwo, wręcz przeciwnie, miałem niemal wszystko, czego zapragnąłem. Tata wybudował nawet kort tenisowy na terenie naszej posesji - wspomina swoje początki.

Verdasco już od samego początku zawodowej kariery był uważany za gracza, który powinien stać się w przyszłości numerem jeden hiszpańskiego tenisa. Lata jednak mijały, a w grze madrytczyka ciągle nie następował taki postęp, na jaki liczyli jego rodacy. Wprawdzie w marcu 2004 roku, jako 21-latek, doszedł do pierwszego finału turnieju z cyklu ATP Wolrd Tour w karierze (przegrał z Carlosem Moyą w Acapulco), a kilka tygodni temu odniósł pierwszy turniejowy triumf, zwyciężając w Walencji, jednak było to za mało. Hiszpan wciąż znajdował się w przedziale miejsc 30-60 w rankingu ATP. Skok nastąpił w lipcu 2008 roku. Verdasco doszedł do finału w Nottingham, a w Wimbledonie dotarł do IV rundy, gdzie przegrał z Mario Anciciem (11:13 w piątym secie). Jednak prawdziwy progres miał dopiero nadejść.

W listopadzie 2008 roku reprezentacja Hiszpanii, osłabiona brakiem Rafaela Nadala, wyruszyła do Mar del Platy, by rozegrać final Pucharu Davisa z Argentyną. Popularna hiszpańska Armada, pozbawiona swojego lidera, według opinii wielu wyruszyła w podróż wprost w paszczę argentyńskiego lwa. Nikt nie dopuszczał takiej możliwości, aby Argentyńczycy mogli przegrać u siebie z osłabioną ekipą z Półwyspu Iberyjskiego. Ale Hiszpanie nie zamierzali poddawać się bez walki i po dwóch dniach rywalizacji prowadzili 2-1. Do czwartej konfrontacji, z Jose Acasuso, miał wyjść David Ferrer, jednak kapitan Hiszpanów, Emilio Sanchez, w ostatniej chwili dokonał zmiany i posłał do boju Verdasco. Leworęczny madrytczyk wzniósł się na wyżyny, po fenomenalnym boju pokonał w pięciu setach Acasuso i zapewnił swojej reprezentacji trzeci w historii triumf w Pucharze Davisa. Verdasco po tym zwycięstwie stał się w Hiszpanii bohaterem narodowym - To było wydarzenie, które wiele zmieniło w mojej głowie. Zrozumiałem, że nie jestem skazany na bycie tenisistą tylko i wyłącznie z drugiej dziesiątki rankingu, że stać mnie na awans do Top 10. Ten triumf zmienił moje życie, stałem się mocniejszy mentalnie - wspomina. O tym, że sukces w Mar del Plata wiele zmienił w tenisowym życiu Verdasco nie ma również wątpliwości, Feliciano Lopez, jego partner deblowy i bliski przyjaciel - Nigdy nie wiadomo, co jest kluczem do zmiany, jednak nie mam wątpliwości, że zwycięstwo w Argentynie całkowicie go odmieniło - przyznaje.

- Mój trener, mój przyjaciel, mój ojciec zastępczy - charakteryzuje Gila Reyesa Andre Agassi, jeden z najwybitniejszych tenisistów w historii. Verdasco, w poszukiwaniu bodźca do rozwoju kariery, w grudniu 2008 roku, dzięki Adidas Player Development Programme (program rozwoju tenisistów sponsorowany przez firmę Adidas), udał się po pomoc właśnie do Reyesa. Meksykański guru od spraw przygotowania fizycznego, współtwórca sukcesów Agassiego, miał być osobą, dzięki której Verdasco wzniesie się na wyższy poziom, osiągnie apogeum formy - Agassi był moim idolem, kiedy byłem dzieckiem. Stwierdziłem, że to będzie dla mnie na pewno dobre doświadczenie i zdecydowałem się skorzystać z usług Reyesa - mówił Hiszpan - Fernando był bardzo zainteresowany podjęciem współpracy. Mam dla niego duży szacunek, bo on nie boi się ciężkiej pracy, jest jednym z największych pracoholików jakich widziałem. Zaczynając z nim współpracę nie miałem wątpliwości, czy robię dobrze, ale oczywiście w głowie była jakaś oznaka niepokoju. Jednak starałem się mu przekazać, że jeżeli ktoś tak niepewny swojej osobowości jak Andre, mógł być wielkim tenisistą, to Fernando także może nim być. Przyjechał do mnie w okolicy świąt Bożego Narodzenia, wykonaliśmy ogromną pracę, uświadomiłem mu, że musi być pewny nie tylko swoich umiejętności, ale także swoich nóg. Na siłowni wykonywaliśmy wiele ćwiczeń - wyjawia kulisy treningów z madrytczykiem Reyes.

Na efekty tej współpracy Verdasco nie musiał długo czekać. W styczniu 2009 roku, w inaugurującym sezon turnieju w Brisbane doszedł do finału, ale prawdziwy szturm nadszedł dopiero w wielkoszlemowym Australian Open. Przez melberneńską lewę Wielkiego Szlema Verdasco szedł jak burza, odprawił z kwitkiem Radka Stepanka, rewanżując się za porażkę z Brisbane, Andy'ego Murraya oraz Jo-Wilfrieda Tsongę, zatrzymując się dopiero w półfinale na Rafaelu Nadalu. W ciepły australijski wieczór, obaj tenisiści stworzyli niezapomniany spektakl. Nieziemska liczba 95 piłek wygrywających nie pozwoliła madrytczykowi pokonać swojego rodaka, Verdasco po ponad pięciu godzinach walki przegrał w pięciu setach, kończąc mecz podwójnym błędem serwisowym - Fernando grał chyba swój najlepszy tenis w karierze, jeżeli utrzyma ten poziom, w przyszłości może stać numerem jeden - prognozował po zakończeniu nieprawdopodobnej potyczki o finał w Melbourne Nadal.

Sezon 2009 był zdecydowanie najlepszym rokiem w karierze Hiszpana. Verdasco w tylko dwóch turniejach (Halle i Szangaj) przegrywał już w I rundzie, w większości imprez notując przynajmniej ćwierćfinały i półfinały, w rankingu ATP wspiął się na siódme miejsce, dzięki czemu zagrał w kończącym sezon turnieju Barclays ATP World Tour Finals w londyńskiej hali o2.

Gdy wydawało się, że Verdasco jest gotowy do ataku na najwyższe pozycje rankingowe, a wielu ekspertów wróżyło mu w niedalekiej przyszłości wielkie wyniki, w jego karierze nastąpiło załamanie. Hiszpan przestał się być tenisistą ze ścisłego topu, stał się łakomym kąskiem dla niżej klasyfikowanych graczy, którzy wygrywając z nim mogli dopisać do swojego CV triumf nad tenisistą z czołowej dziesiątki rankingu. Verdasco przestał być stałym bywalcem decydujących rozdań największych turniejów, zaś coraz częściej zdarzały mu się niewytłumaczalne wpadki. Wypadł ze ścisłej światowej czołówki, a brak stabilizacji i coraz to nowe romanse nie pomagały w powrocie do formy. Madrytczyk wprawdzie potrafił w pojedynczych meczach miewać przebłyski dawnej dyspozycji, w mniejszych turniejach dochodził nawet do rozstrzygających faz, ale wciąż nie był to ten Verdasco z 2009 i pierwszego półrocza 2010 roku. Z myśliwego stał się zwierzyną.

Verdasco nie ma wątpliwości: gdyby nie został tenisistą, grałby zawodowo w piłkę nożną - Jestem kibicem Realu Madryt od dziecka. Moi ulubieni piłkarze to Iker Casillas, Sergio Ramos, Xabi Alonso i Alvaro Arbeloa. Znam ich bardzo dobrze, mogę powiedzieć, że są moimi przyjaciółmi. Cristiano Ronaldo jest świetnym piłkarzem, ale ja od zawsze kibicowałem hiszpańskim graczom - wyznaje. Ale Fernando nie ogranicza się jedynie do futbolu - Ogólnie rzecz biorąc lubię wszystkie sporty. Kiedy jestem w Madrycie chodzę na mecze Realu, w USA kilkakrotnie byłem na meczach NBA. Nie stronię również od oglądania tenisa. Lubię oglądać innych tenisistów, każdy z nich ma swoje mocne i słabe strony, oglądając ich w akcji mogę się o nich wiele dowiedzieć, a także wiele nauczyć - wyjaśnia.

Mimo że Verdasco jest daleki od optymalnej formy, Janowicz musi się mieć na baczności. Kilka tygodni temu hiszpański tenisista podjął kolejne działania, które mają mu dać impuls i przywrócić dawny blask. Tuż przed turniejem w Eastbourne, madrytczyk na stanowisku szkoleniowca zatrudnił cenionego w światku trenerskim Ricardo Sancheza oraz zdecydował się zmienić rakietę z Dunlopa na Babolata. Efekty tych działań przyszły bardzo szybko. Verdasco osiągnął ćwierćfinały w Eastbourne i w Wimbledonie (przegrał z Murrayem, pomimo prowadzenia 2-0 w setach), a w ubiegłym tygodniu w Bastad, zaliczył pierwszy od 16 miesięcy finał turnieju ATP. Na zawodowy triumf Verdasco czeka od kwietnia 2010 roku, lecz w tym czasie dwukrotnie razem z kolegami z reprezentacji triumfował w Pucharze Davisa, Janowicz imprezy w głównym cyklu męskich rozgrywek nie wygrał jeszcze nigdy. Obaj zapewne mają nadzieję, że w Hamburgu uda im się odnieść sukces. W czwartkowe popołudnie jeden z nich będzie musiał przełknąć gorycz porażki i marzenia o ewentualnym turniejowym skalpie odłożyć przynajmniej do następnego startu.

German Tennis Championships, Hamburg (Niemcy)
ATP World Tour 500, kort ziemny, pula nagród 1,1 mln euro
czwartek, 18 lipca

III runda: kort M1, nie przed godz. 13:30

Jerzy Janowicz (Polska, 4) bilans: 0-0 Fernando Verdasco (Hiszpania, 14)
17 ranking 34
22 wiek 29
203/91 wzrost (cm)/waga (kg) 188/88
praworęczna, oburęczny bekhend gra leworęczna, oburęczny bekhend
Łódź miejsce zamieszkania Madryt
Kim Tiilikainen trener Ricardo Sanchez
sezon 2013
21-13 (21-13) bilans roku (główny cykl) 18-14 (18-14)
półfinał Wimbledonu najlepszy wynik finał w Bastad
13-10 tie breaki 5-5
339 asy 181
1 119 246 zarobki ($) 831 587
kariera
2007 początek 2001
17 (2013) najwyżej w rankingu 7 (2009)
41-29 bilans w głównym cyklu 368-255
0/1 tytuły/finałowe porażki (główny cykl) 5/13
1 775 040 zarobki ($) 9 949 002

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×