W swoim debiutanckim meczu w turnieju Valencia Open 500 Jerzy Janowicz pokonał 7:5, 7:6(7) Pablo Carreno. Pojedynek z Hiszpanem, mimo że wygrany bez straty seta, nie był dla naszego reprezentanta łatwą przeprawą. Utalentowany rywal, triumfator sześciu tegorocznych turniejów rangi ITF Futures oraz dwóch Challengerów, postawił trudne warunki łodzianinowi, o sukcesie którego zadecydowała lepsza gra w końcówkach obu partii.
W 1/8 finału Polak zmierzy się z João Sousą. Portugalczyk ma wiele wspólnego z poprzednim przeciwnikiem Janowicza: tak jak Hiszpan, mieszka i trenuje w Barcelonie, obecnie przeżywa najlepsze chwile w swojej karierze oraz do głównej drabinki turnieju w Walencji musiał przebijać się przez kwalifikacje, w których w pokonanym polu pozostawił Marka Ginera i Petera Gojowczyka, a w I rundzie imprezy głównej wygrał w dwóch setach z Guillermo Garcią-Lopezem. Postać Sousy przybliżyliśmy na łamach portalu SportoweFakty.pl w cyklu artykułów pt. "Pęknięta Struna".
Portugalczyk grę w tenisa rozpoczął w wieku siedmiu lat za namową ojca, Armando, byłego mistrza Portugalii weteranów. Sousa pierwsze kroki w przygodzie z białym sportem stawiał w rodzinnym mieście Guimarães, lecz kamieniem milowym w rozwoju jego kariery okazał się wyjazd do akademii w Barcelonie, gdzie pojawił się mając 14 lat i mieszka oraz trenuje tam do dziś. - Myślałem, że wróci do domu po 15 dniach, tęskniąc za rodziną i przyjaciółmi, ale jednak nigdy nie porzucił swoich marzeń - mówił z dumą jego ojciec.
Na poziomie turniejów juniorskich, Sousa nie odnotował wielkich sukcesów, jednak od czasu przejścia na zawodowstwo, w 2005 roku, jego kariera rozwija się harmonijnie. W 2007 roku Portugalczyk złamał barierę 1000. miejsca w rankingu, dwa lata później wygrał dwa turnieje Futures i wkroczył do pierwszej "500". Na koniec 2012 roku miał już na koncie osiem triumfów w Futuresach, dwa mistrzostwa w Challengerach i był o krok od awansu do grona 100 najlepszych tenisistów globu.
Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!
Tegoroczny sezon jest dla Sousy pod każdym względem wyjątkowy. W styczniu, w Sydney, po raz pierwszy zagrał w głównej drabince turnieju rangi ATP World Tour na innej nawierzchni niż ceglana mączka. Tydzień później, w Australian Open, zadebiutował w imprezie wielkoszlemowej, wygrywając z Johnem-Patrickiem Smithem. Jednak na kolejne zwycięstwo musiał czekać dwa miesiące, aż do turnieju w Acapulco, w którym pokonał Jürgena Melzera. Sousa zadomowił się w Top 100 rankingu, występy w głównym cyklu przeplatał grą w Challengerach, a prawdziwy wybuch jego formy nastąpił pod koniec sierpnia.
W swoim debiucie w US Open 24-latek z Guimarães doszedł do 1/16 finału, sensacyjnie eliminując po dwóch dramatycznych pięciosetówkach Grigora Dimitrowa i Jarkko Nieminena. Powstrzymał go dopiero Novak Djoković, wówczas pierwsza rakieta świata, w meczu rozgrywanym w sesji nocnej na Arthur Ashe Stadium, największym tenisowym na świecie. Po nowojorskiej lewie Wielkiego Szlema i grze w barwach Portugalii w Pucharze Davisa przeciw Mołdawii, Sousa udał się na turniej do Sankt Petersburga, gdzie dotarł do pierwszego w karierze półfinału w głównym cyklu. Wprost z miasta zwanego architektoniczną perłą Rosji wyruszył w podróż do dalekiego Kuala Lumpur, gdzie odniósł życiowy sukces.
W I rundzie imprezy rozgrywanej w stolicy Malezji Sousa pokonał wielką nadzieję amerykańskiego tenisa, Ryana Harrisona. Następnie, będąc krok od porażki z Pablo Cuevasem, odwrócił losy meczu i wywalczył awans do ćwierćfinału, w którym sensacyjnie uporał się z trzecim tenisistą globu, Davidem Ferrerem, pierwszy raz w karierze pokonując gracza z Top 10. - David to świetny zawodnik. Prawdopodobnie nie grał dziś swojego najlepszego tenisa, ale taki jest sport. Czasami masz świetne dni, czasami nie. Myślę, że zagrałem bardzo dobrze i jestem naprawdę zadowolony, że jestem w półfinale - powiedział skromnie po tym sukcesie. W 1/2 finału na Sousę czekał dobry znajomy z Acapulco, Melzer, ale i on nie był w stanie powstrzymać rozpędzonego Portugalczyka, który tym samym wywalczył awans do finału.
W meczu o tytuł Sousa spotkał się z Julienem Benneteau. Cały tenisowy świat życzył zwycięstwa Francuzowi, ale Portugalczyk sprawił psikusa. Wygrał, broniąc w drugim secie meczbola. - Kiedy broniłem piłki meczowej, uderzył świetnie po linii. To niesamowite, że mój forhend wszedł w pole. Nie wiem, jak to się stało. Ale udało się. Jeżeli to byłby aut, przegrałbym to - mówił o tej sytuacji tenisista z Guimarães, który ostatecznie zwyciężając 2:6, 7:5, 6:4, zostając pierwszym Portugalczykiem w historii, który triumfował w turnieju rangi ATP World Tour. - To mój pierwszy finał, to świetne uczucie, niesamowity tydzień. Mam nadzieję, że ten tytuł doda mi pewności siebie. To spełnienie marzeń. Jestem pierwszym Portugalczykiem, któremu udało się to zrobić. To świetne dla mnie i dla mojego kraju. Może wreszcie ludzie zaczną
doceniać portugalski tenis - oznajmił.
Po zwycięstwie w Kuala Lumpur, Sousa dokonał kolejnej historycznej rzeczy dla tenisa w swojej ojczyźnie, jako pierwszy portugalski tenisista sforsował bramy Top 50 rankingu. Sousa doskonale zdaje sobie sprawę, że tenis w jego kraju nie jest sportem popularnym. W Portugalii liczy się przede wszystkim piłka nożna, ale ma nadzieję, że jego sukcesy staną się inspiracją dla rodaków. - Pokazałem, że można osiągnąć sukces, jeżeli dąży się za marzeniami i mam nadzieję, że Portugalczycy podążą teraz moim śladem. Jeżeli ciężko pracujesz, to jesteś w stanie spełnić swoje pragnienia - zachęcał.
24-latek z Guimarães najlepiej czuje się w grze z linii końcowej kortu, skąd stara się dominować w każdej wymianie. Dużą rolę przykłada do przygotowania fizycznego, a jego ulubiona nawierzchnia to ceglana mączka. - Ja po prostu czuję, że mam świetny forhend i staram się nim dominować w wymianach i atakować. Ostatnie pięć lat ciężko przepracowałem pod kątem przygotowania fizycznego i obecnie fizycznie czuję się bardzo dobrze - wylicza swoje atuty.
W Portugalii, w kraju, w którym nie ma wielkich tradycji tenisowych, Sousa z dnia na dzień stał się postacią historyczną i wielką gwiazdą. Jednak nie zamierza poprzestać na tym, co osiągnął i skupia się na jeszcze cięższej pracy, aby w przyszłości dokonywać rzeczy jeszcze bardziej spektakularnych. Jednym z takich wielkich osiągnięć może być triumf nad Janowiczem, dlatego też w czwartek nasz reprezentant musi wytoczyć najcięższe armaty, które posiada w swoim arsenale, by pokonać tego pracowitego i charakternego tenisistę z Guimarães.
Valencia Open 500, Walencja (Hiszpania)
ATP World Tour 500, kort twardy w hali, pula nagród 1,496 mln euro
czwartek, 24 października
II runda:
kort 1, drugi mecz od godz. 13:00 czasu polskiego
Jerzy Janowicz (Polska, 5) | bilans: 0-0 | João Sousa (Portugalia, Q) |
---|---|---|
15 | ranking | 53 |
22 | wiek | 24 |
203/91 | wzrost (cm)/waga (kg) | 185/73 |
praworęczna, oburęczny bekhend | gra | praworęczna, oburęczny bekhend |
Łódź | miejsce zamieszkania | Barcelona |
Kim Tiilikainen | trener | Frederico Marques |
sezon 2013 | ||
25-18 (25-18) | bilans roku (główny cykl) | 48-24 (16-13) |
półfinał Wimbledonu | najlepszy wynik | tytuł w Kuala Lumpur |
15-11 | tie breaki | 2-3 |
423 | asy | 75 |
1 255 320 | zarobki ($) | 469 292 |
kariera | ||
2007 | początek | 2005 |
14 (2013) | najwyżej w rankingu | 49 (2013) |
45-34 | bilans w głównym cyklu | 27-23 |
0/1 | tytuły/finałowe porażki (główny cykl) | 1/0 |
1 911 115 | zarobki ($) | 716 803 |