- Obecny sezon nie jest dla mnie dobry, ale ten tydzień był cudowny. Cieszę się, że odnalazłem wreszcie swoją grę i gram coraz lepiej. Jestem szczęśliwy, że doszedłem do finału - mówił Jerzy Janowicz, który przegrał w finale turnieju ATP w Winston-Salem z Lukasem Rosolem.
[ad=rectangle]
Polak uległ Czechowi 6:3, 6:7(3), 5:7, choć w dziesiątym gemie trzeciego seta miał dwie piłki meczowe. - To się zdarza. Nie zrobiłem nic głupiego, po prostu on wtedy zagrał bardzo dobrze - łodzianin nie psioczył na zły los.
- Myślę, że najważniejszą różnicą było to, że ja w drodze do finału rozegrałem sześć meczów, a on trzy - kontynuował najlepszy polski tenisista. - Lukas miał dużo szczęścia. Dostał dwa walkowery (w rzeczywistości jeden - w ćwierćfinale od Johna Isnera, a w II rundzie w pojedynku z Czechem skreczował Ryan Harrison - przyp. red.), ale tak się czasem dzieje - dodał.
Dla Janowicza był to drugi w karierze finał w cyklu ATP World Tour i drugi przegrany. - To nie był mój pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni finał. Zagrałem dobrze, ale miałem trochę pecha.
Wprost z Winston-Salem 23-latek z Łodzi udaje się do Nowego Jorku, gdzie od poniedziałku rusza ostatni w sezonie turniej wielkoszlemowy, US Open. - To był udany tydzień. Spotkałem miłych ludzi, organizacja turnieju była świetna. Teraz będę miał kilka dni przerwy i zacznę grę w US Open - zakończył Janowicz, który w najbliższym notowaniu rankingu ATP awansuje z 52. na 43. pozycję.