Ekspert o US Open: To co się stało, ośmieli takich zawodników jak Janowicz
Marian Cilić zmierzy się w finale US Open z Keiem Nishikorim. - To co się stało w tegorocznym US Open to początek nowego rozdania - stwierdził komentator tenisa Karol Stopa.
Redakcja

Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online (link sponsorowany)
Polub Tenis na Facebooku
Zgłoś błąd
Press Focus/x-news / Foto Olimpik/x-news
Komentarze (4)
-
crzyjk Zgłoś komentarz
szlema, bo nie.." -
Fabby Zgłoś komentarz
Kto jak kto, ale taki Djoković nie podda się na pewno. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że zdobędzie jeszcze niejeden tytuł wielkoszlemowy. Z całą pewnością apetyt na kolejne zwycięstwa w największych imprezach ma też Rafael Nadal. Jest rzeczą prawdopodobną, że nie zobaczymy go na kortach nawet do końca roku, ale jak już wróci, to na pewno jeszcze powalczy o kolejne skalpy do swojej kolekcji. Z Federerem jest o niebo lepiej niż w zeszłym roku, współpraca z Edbergiem uratowała go przed kolejnymi spadkami i pozwoliła na solidną grę w tym sezonie. Najbardziej boję się o mojego Murray'a, u którego na przekroju całego sezonu widoczne są olbrzymie problemy w sferze mentalnej. To trwa przez cały rok 2014. Na jego słabą formę złożyły się zarówno operacja, jak i kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej osoby na stanowisko couch'a. Wybór, co ośmielę się stwierdzić, nie był trafny. Już to pisałam i się powtórzę: brakuje żelaznej konsekwencji, która cechowała Brytyjczyka, gdy w jego boksie zasiadał Ivan Lendl. Także o Szkota martwię się najbardziej, niepokoi mnie również stan zdrowia Hiszpana, ale moim zdaniem jeszcze powróci w wielkim stylu. Bez przesady. To pierwszy męski Szlem z tak zaskakującą finałową obsadą od bodaj 2005 roku. Ewentualnie od US Open 2009 i wielkiego zwycięstwa Del Potro. Niby dominacja Wielkiej Czwórki, ale wciąż coś się zmienia. Najpierw Argentyńczyk, potem niesamowity rok 2011 Djokovicia (choć dalej nie było już tak spektakularnie, w sezonach 2012 i 2013 zdobył po Szlemie. Można więc powiedzieć, że wkroczył między Federera i Nadala, a potem się w tym miejscu rozgościł). Dalej mamy przełamanie się Murray'a po czterech przegranych wielkoszlemowych finałach. Następnie AO Wawrinki i tegoroczne US Open. Coś wciąż się dzieje, nuda nam nie grozi, natomiast na ten moment nie zapowiadałabym aż tak daleko idących zmian. Spora przesada też w stawianiu Janowicza między Nishikorim czy Dimitrovem. Oczywiście, zawsze trzeba między tego typu rozważania wrzucić Polaka, ale pytanie brzmi: po co? Osiągnął ten półfinał Wimbledonu i nikt mu tego nie odbierze, osiągnięcie z pewnością chwalebne. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że w Londynie w 2013 roku w dużej mierze skorzystał z korzystnego przebiegu wypadków w turnieju (słabość Federera i Nadala, błyskawiczne porażki obu panów; ćwierćfinał z Kubotem). Natomiast Dimitrov w ćwierćfinale tegorocznych zmagań w All England Clubie ograł obrońcę tytułu Murray'a. Ten wyczyn z przytupem przebił Japończyk, który najpierw odprawił dwóch zawodników z TOP10, a potem zwyciężył numer 1 światowego rankingu! Czas pokaże, jak będzie się dalej spisywał Janowicz, ale naprawdę jego nazwisko wygląda kuriozalnie, gdy omawiając szanse w Wielkim Szlemie wymienia się je obok Kei i Grigora.