Momentami australijskie korty przypominają piec. Warunki panujące podczas turnieju są ekstremalnie wymagające. Temperatury dochodzą do 35 stopni Celsjusza. Szanse na zaistnienie w turnieju mają tylko najlepiej przygotowani zawodnicy. Były numer jeden rankingu i zwycięzca Australian Open z lat 1992-1993 Jim Courier tak opisuje panujące warunki oraz sposób na wygranie turnieju: - Nie ma nic podchwytliwego w graniu i zwyciężaniu w Melbourne. Tam liczy się tylko ciężka praca. Aby wygrać należy przyjechać przygotowanym i grać lepiej od innych zawodników. To bardzo proste. Courier swoje triumfy w Australii zawdzięcza właśnie doskonałemu przygotowaniu fizycznemu.
Od czasu przesunięcia terminu rozgrywania turnieju na styczeń (miało to miejsce w 1987 roku) wytypowanie obu finalistów graniczy z cudem. Z powodu przytoczonych już wcześniej przesłanek wielu zawodników przyjeżdża do Australii bez formy i jest bardziej podatnych na porażki niż w pozostałych Wielkich Szlemach. - Niektórzy zawodnicy potrzebują kilka spotkań aby wejść w meczowy rytm - mówi Pat Rafter. Australijczyk to półfinalista turnieju z 2001 roku. Wiele razy to na jego barkach ciążyła odpowiedzialność oczekiwań australijskich kibiców. - Wiele zależy od braku ogrania. Zawodnicy wracają do rozgrywek po świętach i nie są przygotowani na tak ogromny wysiłek. Jednakże wielcy tenisiści, tacy jak Pete Sampras, Jim Courier czy Andre Agassi potrafili szybko osiągnąć optymalna formę i wygrać turniej - dodaje Rafter.
Dwa lata temu zawodnicy rozpoczęli protest przeciwko grze w tak ekstremalnych warunkach. Czterokrotny zwycięzca Australian Open Andre Agassi tak podsumował to zachowanie: - Zawodnicy mogą obwiniać tylko siebie. Powinni lepiej przygotowywać się do warunków panujących w Australii. Wszystko zależy od tego jak tenisista potrafi poradzić sobie z panującymi warunkami a nie od jego wspaniałej gry. Tenisowi sympatycy w Melbourne wielokrotnie byli świadkami porażek czołowych zawodników jeszcze w pierwszym tygodniu rozgrywek. Warto przypatrzeć się właśnie tym tenisistom, którzy bez kompleksów przedzierali się przez turniejowe sito rozpoczynając swoją karierę na Rod Laver Arena.
Marcos Baghdatis był jednym z tych sensacyjnych finalistów, kiedy to w 2006 roku na swojej drodze do finału pokonał trzech zawodników z czołowej dziesiątki rankingu. W meczu finałowym Cypryjczyk, sklasyfikowany w tamtym czasie na 54. miejscu w rankingu przegrał z Rogerem Federerem. Baghdatis uważa Melbourne za swój drugi dom i ma swoją teorię dotyczącą tak dużej ilości sensacyjnych finalistów: - To początek roku. Wszyscy zawodnicy są w pełni gotowi do gry, a w szczególności ci młodsi. Każdy chce pokazać efekty swojej pracy w okresie między sezonami i dobrze zacząć rok.
Niewielu tenisowych specjalistów mogło przewidzieć że rok temu w mało znany Francuz Jo-Wilfried Tsonga pokona takie sławy męskiego tenisa jak: Andy Murray, Richard Gasquet, Mikhail Youzhny oraz Rafael Nadal. Silniejszy okazał się dopiero zwycięzca turnieju Serb Novak Djokovic. Ten sukces był wielkim krokiem w karierze Francuza i pozwolił mu ugruntować swoją pozycję w czołowej dziesiątce rankingu. Tsonga podkreśla: - Podczas Australian Open jest zawsze gorąco. Nawet najlepsi gracze nie są w stanie po długim meczu zregenerować siły w dwa dni aby być w pełni sprawnym na spotkanie kolejnej rundy.
Nieprzewidywalność australijskiego turnieju dała szanse na zaistnienie w tenisowym świecie również Thomasowi Johanssonowi (zwycięzca z 2002 roku), oraz trzem finalistom: Thomasovi Enqvistowi (1999), Arnaud Clementowi (2001) oraz Rainerowi Schuttlerowi (2003).
Kogo poświęcenie i ciężki trening zostaną wysoko nagrodzone pierwszego lutego? Dowiemy się już niedługo. Jedno jest pewne: nagrody pieniężne dla zwycięzców na pewno zrekompensują litry potu wylane na treningach.