Ostatnie lata kariery Marii Kirilenko to pasmo problemów zdrowotnych. - Sześć miesięcy uciekło mi z powodu kontuzji kolana, a kiedy już byłam gotowa do powrotu, znów zawiódł mnie nadgarstek. To był trudny moment. Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku, ale wtedy odezwał się stary uraz i ponownie nie mogłam trenować na 100 proc. swoim możliwości. Nie potrafię dać z siebie mniej niż maksimum. Taka już jestem - wyznała Rosjanka.
Po raz ostatni na korcie 27-latka z Moskwy pojawiła się we wrześniu ubiegłego roku, przy okazji turnieju w Pekinie. Od tamtego momentu głośniej było o życiu prywatnym Rosjanki aniżeli karierze tenisowej. W styczniu wyszła za mąż, a w lipcu urodziła syna, Michaiła.
- To wszystko przebiegło tak szybko. Poznaliśmy się przed US Open i natychmiast przypadliśmy sobie do gustu. Tak bardzo, że Aleks [mąż] specjalnie dla mnie przyjechał do Seulu, gdzie grałam kolejny turniej. Jest ode mnie starszy o 10 lat i wiele się od niego nauczyłam, choć widziałam, jak bardzo przerażony był po porodzie - przyznała.
- Tenis mnie zahartował. Nauczył, że do wszystkiego trzeba dojść własną ciężką pracą. Ale od zawsze wiedziałam, że założenie rodziny będzie oddzielnym rozdziałem mojego życia, nie równoległym z karierą sportową - dodała.
Jednak była 10. singlistka świata nie kończy definitywnie przygody z tenisem i nie odwiesza rakiety na kołku. - Wciąż grywam, bo od tego nie da się uciec. Biorę wózek na kort i odbijam. Na razie nie myślę o powrocie na kort. Poczekam, aż Misza podrośnie, wtedy podejmę decyzję co dalej z moją karierą.