W piątek Agnieszka Radwańska bardzo późno zakończyła ćwierćfinałowy pojedynek z Robertą Vinci. Polka i Włoszka w sumie spędziły na korcie niemal dwie godziny, a do tego krakowianka w sobotę wyszła na plac gry jako pierwsza. Trzecia tenisistka świata przyznała jednak, że nie miało to większego znaczenia i z pewnością nie doszukiwałaby się w tym przyczyny swojego słabszego występu.
- Z pewnością mi to nie pomogło - powiedziała Radwańska. - Nie wydaje mi się jednak, aby właśnie to była przyczyna. Tenisistki są do tego przyzwyczajone. Oczywiście kończenie meczu w środku nocy nie jest przyjemnością. Ten dzień był jednak inny od poprzedniego. Nic nie szło po mojej myśli, frustrowałam się i nie potrafiłam odrobić strat.
Krakowianka jest zadowolona ze swojego występu, bowiem w drodze do półfinału wygrała trzy pojedynki. - Rozegrałam dobre mecze w naprawdę trudnych warunkach. Półfinał nie jest złym wynikiem, więc cieszę się z występu na tych kortach. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wrócę silniejsza.
Radwańska planuje krótką przerwę, a nieco później uda się do Indian Wells. Polka w ubiegłym sezonie już na III rundzie zakończyła swoją przygodę z turniejem organizowanym w Kalifornii. Wówczas zatrzymała ją Heather Watson. - Teraz wybieram się do domu, gdzie spędzę tydzień, a później ruszam do Indian Wells.
Krakowianka w samych superlatywach wypowiedziała się o Carli Suarez, która w pojedynku z nią zanotowała 21 winnerów i zaledwie osiem pomyłek. - To regularność sprawia, że Carla jest tak trudną rywalką. Prezentuje solidny tenis zza linii końcowej. Właśnie tak grała ze mną. Wszystko wracało na moją stronę kortu - dodała.
tym razem moc była po stronie Hiszpanki i jej wychodziło praktycznie wszystko:)