Nicole Gibbs niedługo skończy 23 lata. Amerykanka jest jedną z tych tenisistek, które jak na razie nie zanotowały spektakularnych osiągnięć i muszą się borykać z wieloma problemami, przede wszystkim finansowymi. Reprezentantka USA przywołała wiele trudnych dla niej momentów, jak chociażby pojedynki obserwowane przez nieliczną grupkę ludzi.
- Przede wszystkim porażki w eliminacjach - powiedziała 104. obecnie na świecie Gibbs dla wtatennis.com. - Wówczas marnuję pieniądze na przelot, zakwaterowanie i inne opłaty. Są tygodnie, gdy muszę bronić ważnych punktów, od których zależy wejście do głównej drabinki turnieju wielkoszlemowego, a co za tym idzie szansa na kolejną dużą wypłatę. Zdarzają się spotkania, gdy triumfuję 7-6 po istnym horrorze, a wokół kortu stoi jedenaście osób. Taki obraz przypomina mi, że nie jestem tam dla poklasku, ale z miłości do tego sportu.
Gibbs zwróciła jednak uwagę również na wszystkie wspaniałe momenty, które dotąd przeżyła. Amerykanka w 2014 roku doszła do III rundy US Open, a sezon temu zaprezentowała się w finale challengera WTA w Carlsbadzie.
- Każdy zawodnik, który marzy o dołączeniu do touru, chciałby znaleźć się w pierwszej setce rankingu i grać w głównych drabinkach turniejów wielkoszlemowych. Te momenty są niesamowite. Czujesz wówczas, że cała praca, którą wykonujesz, przynosi efekty.
- Miałam okazję potrzymać misia koala w Melbourne Park, jeść truskawki w strefie dla tenisistów na Wimbledonie oraz pić szampana na prywatnej imprezie na szczycie Wieży Eiffla. Nie muszę się zamartwiać o zamawianie taksówek w Nowym Jorku, ponieważ prywatny Mercedes każdego ranka czeka przed moim mieszkaniem. Są momenty, które zdecydowanie przerosły moje oczekiwania - dodała Gibbs, która w dotychczasowej karierze zarobiła 729 tysięcy dolarów.
Zobacz wideo: Radosław Szymanik: Na razie pewniakami są tylko Matkowski i Kubot
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.