Karolina Konstańczak: Serena Williams - liderka, której nie było (komentarz)

PAP/EPA / DANIEL DAL ZENNARO
PAP/EPA / DANIEL DAL ZENNARO

Serena Williams - "lwica", którą interesują tylko tenisowe Himalaje albo i jeszcze wyżej, sam Mount Everest. Jednym się to nie podoba, że zamiast grać, baluje. Czy jednak mamy prawo jeszcze cokolwiek od niej wymagać?

W tym artykule dowiesz się o:

Gdy Serena Williams po raz drugi z rzędu zrezygnowała z udziału w prestiżowych Mistrzostwach WTA w Singapurze, uważnie przyglądałam się reakcjom ekspertów. W ich słowach dało się odczuć nutkę zawodu, ale i wyrozumiałość - Nie wygląda to zadowalająco - przyznała pod koniec października Chris Evert. - Serena skupia się przede wszystkim na turniejach wielkoszlemowych. Jest to jednak zrozumiałe. Gra profesjonalnie w tenisa od ponad 20 lat i musi o siebie zadbać - dodała.

Zaglądając od czasu do czasu na portale społecznościowe odniosłam wrażenie, że Williams poza kortem naprawdę dobrze się bawi. Niedawno otrzymała specjalne zaproszenie od Tommy'ego Hilfligera, spędziła Halloween w towarzystwie Lewisa Hamiltona, tańczyła w teledysku Beyonce... i tak dalej. Nie ma się czemu dziwić - 35-latka, 22-krotna zwyciężczyni turniejów wielkoszlemowych w grze pojedynczej, w tourze od ponad 20 lat - odkrywa tę drugą stronę życia, która dzieje się poza kortem. Z drugiej jednak strony poszkodowani są fani, organizatorzy mniejszych imprez i niekiedy sponsorzy. Jak mawia przysłowie: "Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził".

Gdy przygotowywałam się do wyjazdu na tegoroczny turniej WTA Premier Mandatory w Madrycie, byłam niemal pewna, że lada dzień usłyszę informację o rezygnacji Sereny. Nie pomyliłam się. Jej pozycja numer jeden w rankingu była niezagrożona, a gdzieś w tle już wspominano o Paryżu, jednym z czterech najważniejszych turniejów. Takich sytuacji nie dałoby się policzyć na palcach jednej ręki - Dubaj, Bastad, Montreal, Cincinnati (tu poczuła na plecach oddech drugiej wówczas na świecie Kerber i poprosiła o dziką kartę, z której finalnie nie skorzystała), Wuahan, Pekin i Mistrzostwa WTA.

Od jakiego czasu, a przynajmniej początku tego sezonu Serena była liderką, której "nie było". Gdyby nie Andżelika Kerber, nadal zajmowałaby pierwsze miejsce, pozostawiając w tyle szarpiące się cały rok z przeładowanym kalendarzem rywalki. Amerykanka robiła tyle, ile musiała, pokazując przy okazji jak nieregularne ma koleżanki po fachu, ale w końcu się przeliczyła. To jednak temat na zupełnie inny tekst.

Nie dało się ukryć, że w turniejach wielkoszlemowych Serena walczyła jak lwica, pokonywała wszelkie słabości, natomiast w tych mniejszych zasłaniała się kontuzjami czy przeziębieniem. Dolegliwości nie były oczywiście zmyślone, ponieważ styl życia, jaki obecnie prowadzi, po prostu jej nie służy. Często jada chociażby popularne "Tacos" i nie stosuje odpowiedniej dla sportowca diety. [Novak Djoković jest najlepszym przykładem na to, jak można poradzić sobie ze słabościami ciała wprowadzając zmiany w żywieniu]. Amerykanka niekiedy odkłada rakietę na bok na długie tygodnie, by przebudzić się przed ważnym turniejem. Nieregularne treningi to także jedna z przyczyn częstszych kontuzji. Z każdej z tych rzeczy doskonale zdaje sobie sprawę, ale...

ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Bartosz Bereszyński: Memy o mnie? Każdy zaszedł Ronaldo za skórę

Gdyby nie te kontuzje... czy Serena grałaby częściej? Wydaje mi się, że nie. Amerykanka ma prawo czuć zmęczenie wygrywaniem mniejszych turniejów, dokładaniem kolejnego trofeum. Coś w rodzaju obniżonej motywacji w mniej liczących się momentach sezonu. Serena zawsze była "lwicą", a do tego w tym wieku chce wejść już tylko na tenisowe Himalaje, a nawet Mount Everest, co w tenisie oznacza tylko jedno - zawody wielkoszlemowe. Robi to oczywiście kosztem fanów, organizatorów mniejszych imprez, którzy liczą na wielkie zarobki, i sponsorów, chcących promować swoje marki. Z drugiej jednak strony, jak powiedziała Chris Evert, jej rodaczka musi zadbać przede wszystkim o siebie. Po ponad 20 latach zawodowej kariery nikt nie powinien już niczego od niej wymagać. Jeśli nadal chce grać, nie można mieć do niej pretensji, a jedynie liczyć na to, że od czasu do czasu zawita na ten, czy tamten turniej.

- Wszyscy skupiają się na tym, kiedy nadejdzie 23. tytuł wielkoszlemowy Sereny, ale naszym celem jest 30 takich zwycięstw, bo dlaczego by nie ustanowić rekordu, którego nikt już nigdy nie pobije? - powiedział w rozmowie z CNN Patrick Mouratoglou.

Jedno pytanie Chris Evert utkwiło mi w pamięci. Padło po wycofaniu się Amerykanki z tegorocznych Mistrzostw WTA. - Czy Serena jeszcze kiedyś poczuje radość z gry? - zastanawiała się w rozmowie z "New York Times" 61-latka.

Zobacz więcej tekstów Karoliny Konstańczak ->

Komentarze (19)
avatar
Tom.j.
6.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
liderka, której nie było ... i nie będzie 
avatar
sekup
4.11.2016
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
Pani Konstańczak, która Serenę Williams nazywa "lwicą" nie chce, być może, narażać się poprawności politycznej, używa więc eufemizmu by nie nazwać Williams bliższym prawdy określeniem, np. Pred Czytaj całość
avatar
Czarny kot.
4.11.2016
Zgłoś do moderacji
2
2
Odpowiedz
Ciekawe czego się nałyka w nowym sezonie ,.stawiam na pluton 238 albo ciężką wodę. 
avatar
Sharapov
4.11.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
myślę, ze 2017 rok jest ostatnim sezonem dla obu sióstr i skończą obie karierę po US Open 2017. Serena opowiada o gonieniu i biciu rekordów ale mnie to nie przekonuje - dała się ograć Vinci w t Czytaj całość
avatar
stanzuk
4.11.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kerber to wykorzystała, ale wstyd dla innych, że w takich okolicznosciach nie potrafiły zrzucić Sereny z fotela wiceliderki.