Dla obu zawodniczek obecność w najlepszej "czwórce" turnieju tej rangi nie było czymś nowym, ani czymś czego dawno nie dokonały. Swietłana Kuzniecowa świetnie poczynała sobie w ubiegłorocznym turnieju w Madrycie, gdzie dopiero w finale zatrzymała ją Petra Kvitova. Pekin był równie szczęśliwym miejscem dla Timei Bacsinszky, jednak tytuł przypadł Garbine Muguruzie.
Po finale China Open Szwajcarka znalazła się po raz pierwszy w karierze w czołowej "10" rankingu WTA, ale dwa tygodnie później w Luksemburgu doznała kontuzji kolana, która nie tylko zmusiła 26-latkę z Lozanny do wcześniejszego zakończenia sezonu, ale też zaburzył przygotowania do kolejnego. Po dość słabych rezultatach w pierwszych miesiącach, odrodzenie formy Bacsinszky przyszło z wejściem na wolne korty twarde, które premiują tak rotowane i mieszane uderzenia jak forhend Szwajcarki.
Od początku meczu Kuzniecowa odgrywała jednak większość piłek właśnie na tę stronę, ale uderzenia o tak różnej głębokości i sile skutecznie utrudniały poczynania Rosjanki w ofensywie. 30-latka z Sankt Petersburga trzymała się jednak kurczowo linii końcowej, podobnie jak Bacsinszky. Dobre, kątowe, choć nie za mocne serwisy spowodowały, że dopiero w piątym gemie pojawiły się pierwsze breakpointy. Szwajcarka mogła wtedy wyjść na prowadzenie 3:2, jednak popełniła błąd taktyczny zagrywając w ofensywie praktycznie na rakietę przeciwniczki.
W ósmym gemie to 20. rakieta świata musiała bronić się przed przełamaniem i wtedy Kuzniecowa, mając praktycznie cały kort do wykorzystania, przestrzeliła forhend. Przy stanie 5:5 to Rosjanka przegrywała 15-40, jednak wyszła z tej sytuacji obronną ręką. 26-latka z Lozanny ponownie musiała wygrać swojego gema serwisowego by doprowadzić do tie-breaka. Nie udało jej się to pomimo prowadzenia 30-0, to wtedy rywalka docisnęła pedał gazu i śmielej wchodziła w kort. Taka taktyka opłaciła się, podobnie jak ponad godzina walki w I secie, który trafił na konto dwukrotnej mistrzyni wielkoszlemowej.
Tak intensywna walka w 35-stopniowym upale dała się we znaki obydwu zawodniczkom. Szwajcarka udała się na przerwę toaletową, a Kuzniecowa w międzyczasie odbyła rozmowę ze swoim trenerem. Na początek drugiego seta panie zaserwowały po przełamaniu. Okazja do kolejnego pojawiła się w trzecim gemie, ale Bacsinszky popełniła trzy niewytłumaczalne błędy z rzędu, co ułatwiło sprawę przeciwniczce.
Lepszej odpowiedzi na przełamanie Bacsinszky wymyślić nie mogła. Wygrywający bekhend, wymuszony błąd rywalki i doskonały dropszot dały jej breakpointy, z którego wykorzystała jeden konsekwentną akcją przy siatce. To było chyba maksimum sił, jakie pozostały w baku Szwajcarki. Szybko straciła podanie w kolejnym gemie, Kuzniecowa serwisem powiększyła prowadzenie i wyszła na 5:2.
Mały zryw pozwolił 26-latce z Lozanny na zdobycie jeszcze jednego gema, jednak to fenomenalny bekhendowy kros Rosjanki zakończył ten pojedynek. O drugi tytuł w Miami Open Kuzniecowa zagra z Wiktorią Azarenką, która pokonała 6:2, 7:5 Andżelikę Kerber. W 2006 roku dwukrotna mistrzyni wielkoszlemowa triumfowała w Crandon Park po finałowym zwycięstwie z Marią Szarapową.
Miami Open, Miami (USA)
WTA Premier Mandatory, kort twardy, pula nagród 6,844 mln dolarów
czwartek, 31 marca
półfinał gry pojedynczej kobiet:
Swietłana Kuzniecowa (Rosja, 15) - Timea Bacsinszky (Szwajcaria, 19) 7:5, 6:3