"Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą". Łukasz Kubot już raz znalazł drogę na szczyt

25 stycznia 2014 roku kraj ogarnęła wielka radość. Po raz pierwszy od 36 lat Polak sięgnął po tytuł w imprezie wielkoszlemowej. Sukcesu nie byłoby bez ciężkiej pracy wykonanej przez Łukasza Kubota i jego doświadczonego partnera Roberta Lindstedta.

Rafał Smoliński
Rafał Smoliński

To był szczęśliwy zbieg okoliczności, że obaj zagrali razem w Australian Open 2014. Pierwotnie Robert Lindstedt był umówiony na występ z Jürgenem Melzerem, zaś Łukasz Kubot planował wspólny start z Francuzem Jeremym Chardym. Kiedy jednak Szwed dowiedział się, że kontuzjowany Austriak nie przyleci do Melbourne, porozumiał się z Polakiem.

- Łukasz jest wspaniałym zawodnikiem. Zapytałem go. Byłem w trudnej sytuacji, ponieważ Jürgen Melzer doznał kontuzji i nie mógł tu przyjechać. Łatwiej jest mi szukać wśród deblistów, ale wszyscy byli już zajęci. Nikt nie był wolny, więc zacząłem rozglądać się za singlistami. Łukasz był oczywiście dla mnie pierwszorzędnym kandydatem. Rozmawialiśmy trochę ze sobą, jeszcze zanim zdecydował się na współpracę z Jeremym. Kiedy otrzymałem od Jürgena potwierdzenie, że nie będzie mógł przybyć, to natychmiast do niego wysłałem wiadomość. Spośród singlistów jest absolutnie jednym z najlepszych deblistów. To była najlepsza opcja, jaką miałem - wyznał tenisista ze Skandynawii.

Kubot i Lindstedt próbę generalną przed Australian Open 2014 mieli w Sydney, gdzie w dwóch setach lepsi byli utytułowani Bryanowie. Porażka dziwić nie powinna, wszak Amerykanie należeli do grona ścisłych faworytów turnieju w Melbourne. - Po porażce w Sydney, gdzie zmierzyliśmy się z Bryanami, byłem właściwie szczęśliwy, że z nimi graliśmy, ponieważ wiedziałem, że to będzie najlepszy sprawdzian. Przegraliśmy tamten mecz dwoma punktami, ale graliśmy z zaciekłością i dużą energią - przyznał Kubot.

W Australian Open 2014 polsko-szwedzka para została rozstawiona z "14" i na początek nie straciła seta z dwiema niżej notowanymi parami. Z czasem poprzeczka szła coraz wyżej, a rywalami byli tenisiści mający na koncie wieloletnie doświadczenie. W III rundzie był powrót ze stanu 0-1 z duetem Ivan Dodig i Marcelo Melo, w ćwierćfinale stracony set z Maksem Mirnym i Michaiłem Jużnym. Jeszcze wyrównany bój z parą Michael Llodra / Nicolas Mahut i stało się! Polak i Szwed zameldowali się w wielkim finale!

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Serena Williams na korcie w 7. miesiącu ciąży (WIDEO)

Sobota, 25 stycznia 2014 roku. Rod Laver Arena. Kubot i Lindstedt o miejsce w historii zagrali z Erikiem Butorakiem i Ravenem Klaasenem. Oni również zapisali wtedy piękną kartę, wszak w drodze do finału wyeliminowali słynnych braci Bryanów, a w półfinale pokonali parę Daniela Nestora i Nenada Zimonjicia. Oni także pragnęli wspiąć się na tenisowy szczyt i zapisać się w annałach.

Ale Kubot i Lindstedt doskonale się uzupełniali. Polak brylował na siatce i na returnie. Z kolei Szwed serwował znakomicie oraz imponował spokojem. Rywale nie mieli praktycznie żadnych szans. W całym meczu wypracowali tylko jednego break pointa, lecz nie wykorzystali nawet tej okazji. Niewiele tak naprawdę mogli zrobić, ponieważ polsko-szwedzka para zepsuła zaledwie cztery piłki.

Po 65 minutach lubinianin i jego partner wygrali pewnie 6:3, 6:3. Po zakończeniu pojedynku radości Polaka i Szweda nie było końca. Kubot zaprezentował tradycyjnego kankana, a następnie wspiął się na trybuny Rod Laver Arena, by podziękować wszystkim członkom sztabu szkoleniowego. Lindstedt ocierał spływające mu łzy po policzkach. Po trzech wcześniejszych porażkach w finale Wimbledonu (w latach 2010-2012) wspólnie z Horią Tecau wreszcie mógł cieszyć się z wielkiego triumfu.

- Wykorzystaliśmy doświadczenie trenera Roberta i mojego idola, Jonasa Björkmana. To były dla mnie dwa niezapomniane tygodnie i zamierzam wykorzystać to w najbliższej przyszłości. Dla takich chwil żyjemy i ciężko pracujemy. Chcę jeszcze raz podziękować Robertowi, że wybrał mnie - powiedział Kubot. - Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą - wyrecytował na koniec swoje życiowe motto nasz reprezentant.

Kubot i Lindstedt nie wygrali już razem żadnego turnieju, ale sukces w Melbourne na zawsze pozostanie w ich sercach. - Dla mnie to wszystko co mam. Walczyłem z kontuzjami, pracowałem z właściwymi ludźmi, aby znaleźć drogę do tego sukcesu. Spędzam więcej czasu na siłowni niż na korcie, zatem jest to spełnienie moich dziecięcych marzeń i prawdopodobnie nie uwierzę w to do końca mojej kariery. To znaczy dla mnie absolutnie wszystko - stwierdził Szwed.

Lindstedt cały czas czeka na drugie wielkoszlemowe mistrzostwo. Kubot powalczy o nie w sobotę razem z Marcelo Melo na wimbledońskich trawnikach.

Czy Łukasz Kubot i Marcelo Melo wygrają Wimbledon 2017?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×