Marcin Motyka: Pochwała pracowitości (komentarz)

Nigdy nie bał się ciężkiej pracy. Jako dzieciak wstawał bladym świtem, by udać się na trening. W nagrodę może spełniać marzenia. W sobotę spełnił jedno z najskrytszych - wygrał Wimbledon.

Marcin Motyka
Marcin Motyka
PAP/EPA / NIC BOTHMA

Łukasz Kubot dobrze wie, że los nagradza pracowitych i cierpliwych. W 2011 roku był o krok od spełnienia marzenia - dotarcia do ćwierćfinału Wimbledonu w singlu. W meczu IV rundy z Feliciano Lopezem prowadził 2-0 w setach i w trzeciej partii miał dwa meczbole. Nie wykorzystał jednak wielkiej szansy i przegrał w pięciu setach. W duchu powiedział "ja to jeszcze zrobię".

I dokonał tego dwa lata później. W pełnej sensacyjnej rozstrzygnięć edycji 2013. Wtedy doszedł do upragnionego ćwierćfinału. Co więcej, w meczu o półfinał zmierzył się z kolegą z reprezentacji, Jerzym Janowiczem. Przegrał, ale spełnił marzenie. Jego praca i poświęcenie zostały nagrodzone.

Kubot bowiem wszystko poświęcił tenisowi. W środowisku nie ma osoby, która mówiłaby o nim źle. Nie tylko polskim, ale i czeskim w którym ma wielu znajomych, bo do kolejnych sezonów przygotowuje się właśnie za naszą południową granicą. Osoby znające lubinianina proszone o krótką charakterystykę jego osoby, odpowiadają krótko: "pracuś i profesjonalista". Jak sam kiedyś powiedział: - Nie mam talentu do tenisa. Ale mam talent do ciężkiej pracy.

I postępuję według tych słów. Jako dzieciak wstawał bladym świtem i wsiadał w autobus, by z Bolesławca udać się do Lubina na trening w małej sali gimnastycznej, w której kilkanaście centymetrów za linią końcową kortu stała bramka do piłki ręcznej. Dlaczego rano? Bo później sala byłaby zajęta i nie mógłby ćwiczyć.

ZOBACZ WIDEO Justyna Żełobowska: Marzyłam o medalu w Rio, ale przede mną była długa droga

Tenis to dla Kubota wszystko. Nie udziela się mediach, z dziennikarzami rozmawia niechętnie, unika dyskotek, na oficjalnych spotkaniach nie czuje się komfortowo. Radek Stepanek, znakomity czeski deblista i jeden z dobrych znajomych lubinianina, wspominał kiedyś, że skontaktowanie się z Polakiem podczas imprez Wielkiego Szlema to zadanie z gatunku niewykonalnych. Ponieważ Kubot pdczas wielkich turniejów swoje życie ogranicza do meczów, treningów i odpoczynku. A najlepiej relaksuje się, oglądając polskie komedie.

Ta niebywała etyka pracy, cierpliwość i pokora zaprowadziły go na sam szczyt. Pozwoliły mu wygrać dwa tytuły wielkoszlemowe i stać się najbardziej utytułowanym polskim tenisistą w erze zawodowego tenisa.

Wiem, że w sporcie, zwłaszcza w tenisie, nie ma nic za zasługi. Ale Kubot zasłużył na wszystko, co zdobył. Zasłużył na spełnienie marzeń. Zasłużył na to, by od soboty móc się tytułować mianem pierwszego polskiego mistrza Wimbledonu.

Marcin Motyka

Zobacz więcej tekstów autora -->

Czy Łukasz Kubot to najwybitniejszy polski tenisista w historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×