Martina Hingis była pierwszą wielką gwiazdą tenisa pochodzącą ze Szwajcarii. Wygrywając Australian Open 1997, zdobyła premierowy w dziejach tytuł wielkoszlemowy dla swojego kraju. Łącznie w dorobku posiada pięć mistrzostw Wielkiego Szlema w singlu, 13 w deblu oraz siedem w mikście.
- W pewnym sensie czuję się pionierką, bo przede mną nikt dla Szwajcarii nie zdobył wielkoszlemowego tytułu - powiedziała Hingis w rozmowie z dziennikiem "Blick". - Ci, którzy przyszli po mnie, mieli punkt odniesienia. Wskazałem drogę do sukcesu Federerowi i Wawrince. Im było trochę łatwiej wygrywać turnieje wielkoszlemowe, bo nie mieli takiej presji, aby być tym pierwszym.
Sezon 2017 był ostatnim w długiej i bogatej w sukcesy karierze Szwajcarki. - Z biegiem lat zdawałem sobie sprawę, że życie tenisistki jest bardzo trudne, ale jednocześnie pouczające. Cieszę się, że było mi dane doświadczyć tyle w swoim życiu. Dzięki tenisowi mówię w czterech językach, a teraz uczę się indyjskiego i chińskiego - wyjawiła.
Hingis obawia się, że dla szwajcarskiego tenisa nadchodzą gorsze czasy. - Po tylu wspaniałych latach w Szwajcarii przywykliśmy, że tenisiści odnoszą sukcesy. Obecnie większość naszych zawodników nie prezentuje tak wysokiego poziomu, ale mamy kilka nadziei, a także są Bacsinszky i Bencić.
Zapytana, czym będzie zajmować się na sportowej emeryturze, Hingis odparła: - Mam nadzieję, że rozpocznę pracę jako trenerka. Może pomogę komuś stać się nowym Federerem.
ZOBACZ WIDEO: Udana pogoń Atletico i ogromne pudło. Zobacz skrót meczu z Realem Sociedad [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
A czemu nie nowej Hingis ??