W czterech poprzednich pojedynkach Johna Isnera z Milosem Raoniciem panowie grali co najmniej po jednym tie breaku, dlatego podobnej sytuacji można było się spodziewać w środę na korcie numer 1. Amerykanin wygrał trzy z czterech wcześniejszych spotkań z Kanadyjczykiem, ale ich ostatnie starcie miało miejsce w 2016 roku w Cincinnati. Do tego tenisista z Kraju Klonowego Liścia był w wimbledońskim finale w sezonie 2016, gdy lepszy od niego okazał się Andy Murray.
Na początku pojedynku niespodzianki nie było. Panowie załatwiali sprawę serwisem i pewnie zmierzali w kierunku rozgrywki tiebreakowej. Po 11 gemach Raonić zasygnalizował problem z udem i poprosił o interwencję medyczną. Uraz ten miał znaczenie w późniejszej fazie meczu. Tymczasem po wznowieniu gry Kanadyjczyk kapitalny rozpoczął tie break pierwszego seta. Po znakomity returnie i akcji przy siatce prowadził już 5-1 i choć Amerykanin obronił jeszcze trzy piłki setowe, to Raonić dopiął swego przy czwartej okazji.
W drugiej partii obraz gry nie uległ zmianie. Tenisiści dalej pilnowali własnego podania i nie pozwalali doprowadzić przeciwnikowi do stanu równowagi w poszczególnych gemach. Znów doszło do rozgrywki w tie breakowej, którą ponownie doskonałym returnem otworzył Kanadyjczyk. Isner szybko jednak odrobił stratę i gra się wyrównała. Przy 5-6 Amerykanin zaryzykował wyjściem do siatki, gdzie obronił piłkę setową. Po zmianie stron był agresywniejszy na returnie i to pozwoliło wypracować drugiego setbola, a następnie skończyć drugą część spotkania.
Reprezentant USA wyrównał stan meczu i miał uzyskał wyraźną przewagę na korcie. Raonić miał coraz większe problemy z poruszaniem się, dlatego kwestią czasu było, czy jego rywal wykorzysta szansę. W piątym gemie Isner uzyskał pierwszego w meczu break pointa, co było efektem znakomitej gry na returnie. Przełamanie nie podłamało jednak Kanadyjczyka, który w 10. gemie miał okazję na powrót do gry. Amerykanin zadbał jednak o to, by utrzymać serwis i w końcu wykorzystał drugą piłkę setową.
Raonić jeszcze raz skorzystał z pomocy medycznej, lecz uraz uda jeszcze bardziej dawał znać o sobie. Isner zaatakował w piątym gemie czwartej partii i zdobył cennego breaka. Potem Kanadyjczyk z trudem utrzymał podanie, ale tylko po to, by przedłużyć nadzieje. Amerykanin serwował jednak jak maszyna. Wyszedł na 5:3 i już przy podaniu rywala uzyskał piłkę meczową. Gdy reprezentant z Kaju Klonowego Liścia ruszył do siatki, to nadział się na doskonałe minięcie. Po dwóch godzinach i 42 minutach tenisista z USA triumfował zasłużenie 6:7(5), 7:6(7), 6:4, 6:3.
Pochodzący z Greensboro 33-latek odniósł życiowy sukces w Wielkim Szlemie. Po ćwierćfinale US Open 2011 przyszedł czas na premierowy półfinał Wimbledonu. W zeszłym roku w tej fazie londyńskiego turnieju grał jego przyjaciel Sam Querrey. Zwycięstwo dała Isnerowi znakomita postawa serwisowa - 25 asów i tylko jeden obroniony break point. Oprócz tego Amerykanin skończył 55 piłek, popełnił 17 niewymuszonych błędów i zdobył 134 z 253 punktów. Raonić odpowiedział 31 asami, 59 wygrywającymi uderzeniami i 18 pomyłkami.
W piątkowym pojedynku o finał wielkoszlemowego Wimbledonu 2018 przeciwnikiem Isnera będzie środowy pogromca Rogera Federera, Kevin Anderson. Afrykaner to finalista US Open 2017, w którym przegrał z Rafaelem Nadalem. Isner ma z nim bilans 8-3 w głównym cyklu, ale ich ostatnie spotkanie miało miejsce w 2015 roku w Indian Wells.
The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród 34 mln funtów
środa, 11 lipca
ćwierćfinał gry pojedynczej:
John Isner (USA, 9) - Milos Raonić (Kanada, 13) 6:7(5), 7:6(7), 6:4, 6:3
Program i wyniki turnieju mężczyzn
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Pocztówka z Dzierżyńska. Miasto które na wiele lat wymazano z mapy