Wimbledon: 26:24 w piątym secie. Kevin Anderson w finale po niezwykłym maratonie z Johnem Isnerem
Reprezentant RPA Kevin Anderson wygrał wyniszczający maraton z Amerykaninem Johnem Isnerem (26:24 w piątym secie) i awansował do finału wielkoszlemowego Wimbledonu.
W meczu dwóch potężnie serwujących i agresywnie returnujących tenisistów trudno było spodziewać się wymian powyżej 10 uderzeń. Zdarzyła się nawet jedna złożona z 23 odbić, ale poza tym dominowały krótkie akcje. Anderson rozpoczął mecz niepewnie i już w trzecim gemie znalazł się w potrzasku, ale obronił trzy break pointy. W końcówce I seta delikatne problemy miał Isner, ale odparł piłkę setową wygrywającym serwisem i wyrównał na 5:5. W tie breaku reprezentant RPA wrócił z 2-4. Popisał się minięciem forhendowym po krosie i zniwelował setbola smeczem. Set dobiegł końca, gdy Amerykanin wpakował forhend w siatkę.
W II partii trwała bitwa na serwisy i tylko dwa razy doszło do gry na przewagi, w obu przypadkach przy podaniu Isnera. W piątym gemie Amerykanin od 40-15 stracił dwa punkty, ale dwa kolejne padły jego łupem. Przy 4:4 odparł break pointa kombinacją forhendu i woleja. Isner coraz częściej chodził do siatki, a Anderson szukał szans na skuteczne minięcia. W tie breaku reprezentant USA zagrał dwa bardzo dobre returny i odskoczył na 5-0. Tenisista z RPA zdobył trzy punkty z rzędu. Isner wygrywającym serwisem uzyskał trzy piłki setowe. Wykorzystał trzecią asem.
W III secie nic się nie zmieniło i w dalszym ciągu przez długi czas skuteczność i siła serwisu obu tenisistów była ogromna. Aż nadszedł ósmy gem, w którym Isner wyrzucił forhend i musiał bronić dwóch break pointów. Anderson popisał się znakomitym returnem i Amerykanin po raz pierwszy w turnieju stracił podanie. Worek z przełamaniami rozwiązał się. Pośpiech zgubił reprezentanta RPA. Szukał szybkich punktów serwisami, lecz gdy doszło do wymian popełnił dwa błędy. Isner stratę odrobił skuteczną akcją przy siatce. W tie breaku jakość serwisu obu tenisistów spadła (dziewięć mini przełamań). Amerykanin odparł dwie piłki setowe (przy pierwszej podwójny błąd popełnił Anderson), a sam wykorzystał trzecią zaskakując rywala głębokim returnem.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: odpadł z mundialu, poleciał na Bahamy i oświadczył się pięknej blondynceW V secie długo brakowało dramaturgii i obaj tenisiści szybko utrzymywali podanie. Z czasem zaczęły się pojawiać małe rysy na serwisach obu tenisistów, ale jeszcze szybciej znikały. W 12. gemie Anderson od 15-30 zdobył trzy punkty, a przy 7:7 Isner odparł break pointa asem. Reprezentant RPA od 40-15 przegrał dwie piłki, ale posłał dwa świetne serwisy i wyrównał na 9:9. W 19. gemie Amerykanin podniósł się z 0-30, posyłając asa i popisując się dwoma wolejami. Przy 10:10 szybkim returnem Anderson uzyskał break pointa, ale przytrafił mu się kiks. Żaden z nich nie chciał dać za wygraną w tej fizyczno-psychologicznej batalii. Obaj byli jak maszyny do serwowania, ale gdy dochodziło do wymian Isner poruszał się coraz gorzej.
Przy 17:17 Amerykanin wydobył się z opresji w najlepszy możliwy sposób, odpierając dwa break pointy asami, a w 23., 25. i 27. gemie wrócił z 0-30. Strata serwisu przez Amerykanina wisiała w powietrzu i doszło do niej przy stanie 24:24. Przy 0-40 odparł pierwszego break pointa, ale przy drugim zepchnięty do defensywy wpakował piłkę w siatkę. W gemie tym Anderson wygrał niewiarygodny punkt, gdy upadł na kort po returnie, ale szybko się podniósł i pokusił się o odegranie lewą ręką. Po chwili reprezentant RPA pewnie utrzymał podanie. Spotkanie dobiegło końca, już przy pierwszej piłce meczowej, gdy forhend Isnera wylądował poza kortem.
W całym meczu były 102 asy (53 do 49 dla Isnera) i 247 kończących uderzeń (129 do 118 dla Amerykanina). Reprezentant USA miał 59 niewymuszonych błędów, a Anderson popełnił ich tylko 24. Tenisista z RPA dwa razy stracił podanie, a sam wykorzystał cztery z 11 break pointów. Przy siatce Isner był 109 razy i zdobył 76 punktów (Anderson 32 z 50).
W 2010 roku w I rundzie Isner wsławił się niewiarygodnym, ponad 11-godzinnym maratonem z Nicolasem Mahutem, którego pokonał 70:68 w piątym secie. W tym sezonie Amerykanin zanotował 10. występ w Wimbledonie. Nigdy wcześniej nie doszedł dalej niż do III rundy. Po raz pierwszy wystąpił w wielkoszlemowym półfinale. Do tej pory jego życiowym rezultatem był ćwierćfinał US Open 2011.
Anderson awansował do finału Wimbledonu jako pierwszy tenisista z Republiki Południowej Afryki od czasu Briana Nortona (1921). W piątek wygrał 300. mecz na zawodowych kortach (bilans 300-211). Razem z Isnerem stworzyli najdłuższe spotkanie na korcie centralnym Wimbledonu. Wcześniej rekordowe było starcie z 1969 roku, w epoce bez tie breaków, trwające pięć godziny i 12 minut, ale rozgrywane na przestrzeni dwóch dni. Richard Pancho Gonzales pokonał wówczas 22:24, 1:6, 16:14, 6:3, 11:9 Charliego Pasarella. Wcześniej Anderson w Wimbledonie nie doszedł dalej niż do IV rundy.
The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród 34 mln funtów
piątek, 13 lipca
półfinał gry pojedynczej:
Kevin Anderson (RPA, 8) - John Isner (USA, 9) 7:6(6), 6:7(5), 6:7(9), 6:4, 26:24