Andy Murray był największą gwiazdą tegorocznej edycji turnieju ATP w Waszyngtonie. Szkot, dla którego był to ledwie drugi występ po ponad 11-miesięcznej absencji spowodowanej kontuzją i operacją biodra, w stolicy USA rozegrał trzy mecze. Pokonał Mackenzie'ego McDonalda, Kyle'a Edmunda i Mariusa Copila, ale na tym jego występ dobiegł końca.
Po zakończonym po godz. 3:00 lokalnego czasu pojedynku z Copilem Murray zrezygnował z dalszego udziału w imprezie i oddał walkowerem zaplanowany kolejnego dnia ćwierćfinał z Alexem de Minaurem. To nie spodobało się dyrektor turnieju, Keely O'Brien, która na łamach "Washington Post" skrytykowała Szkota. - Mam nadzieję, że Andy zdaje sobie sprawę, jaką rolę pełni w tym sporcie i że jest globalnym wzorem do naśladowania dla młodych chłopców i dziewcząt, że kiedy sprawy i okoliczności są trudne, nie można po prostu się poddać - skomentowała.
Murray nie odniósł się wówczas do słów O'Brien. Ale, jak się okazało, nie puścił ich płazem i w jego sercu pozostała zadra. Na tyle duża, że Szkot podał w wątpliwość kolejne występy w imprezie Citi Open.
We wtorek tenisista z Dunblane zorganizował czat z kibicami na Instagramie. Zapytany przez jednego z fanów, czy w 2019 roku wystąpi w Waszyngtonie, odpowiedział: - Prawdopodobnie nie, po tym, jak dyrektor turnieju mnie nie szanuje.
Obecnie Murray spędza czas w domu po odpoczynku na Malediwach. Na początku grudnia uda się do Miami na obóz przygotowawczy przed startem nowego sezonu. Rozgrywki 2019 zainauguruje w pierwszym tygodniu stycznia w Brisbane.
ZOBACZ WIDEO Polka Agnieszka Mnich mistrzynią świata w piłkarskim freestyle'u. Pokonała obrończynię tytułu
Gd Czytaj całość