Hubert Hurkacz zakończył 2018 rok jako 87. tenisista świata. Dzięki temu miał pewne miejsce w wielkoszlemowym Australian Open 2019. Przed występem w Melbourne Polak zdecydował się na start w challengerze w Canberze. Zwycięstwo w tej imprezie pozwoliło mu wskoczyć do Top 80.
Wiele osób się dziwiło, dlaczego Hurkacz gra przed turniejem wielkoszlemowym challengera. W Melbourne Polak odpadł już w I rundzie. Tymczasem pierwszą korzyść z sukcesu w Canberze nasz reprezentant odniósł już w drugim tygodniu trwania Australian Open. Wtedy bowiem ukazała się lista zgłoszeń do turnieju w Indian Wells, a wrocławianin dostał się do głównej drabinki bez konieczności gry w eliminacjach.
Tydzień po zakończeniu Australian Open 2019 ukazała się lista zgłoszeń do Miami Open i Hurkacz ponownie miał pewne miejsce w głównej drabince. Polak skupił się na własnej grze. 90 punktów zdobytych w Dubaju i 180 uzyskanych w Indian Wells wywindowało go na najwyższą w karierze 54. pozycję.
Teraz Hurkacz może mówić o kolejnym niesamowitym szczęściu. Lista zgłoszeń do turnieju w Monte Carlo wychodzi bowiem na cztery tygodnie przed rozpoczęciem zmagań na Lazurowym Wybrzeżu. 22-latek z Wrocławia jest pierwszym oczekującym do wejścia do głównej drabinki. W imprezie, która rozpocznie się 15 kwietnia, największymi gwiazdami będą Hiszpan Rafael Nadal i Serb Novak Djoković.
ATP1000 Monte Carlo #EntryList (45DE+7Q+4WC+8bye) pic.twitter.com/8tKrRKS7nR
— Jacques Ukraine (@Jacques_Ukraine) March 19, 2019
Jeśli chodzi o plany startowe Hurkacza na pierwsze tygodnie sezonu gry na mączce, to Polak jest pewny gry w Marrakeszu (8-14 kwietnia) i Budapeszcie (22-28 kwietnia). Po występie w Indian Wells nasz tenisista zapowiedział jednak, że jego celem jest udział w największych turniejach przed wielkoszlemowym Rolandem Garrosem 2019 - w Monte Carlo, Madrycie i Rzymie.
Zobacz także:
Miami: Majchrzak nie wykorzystał meczbola i odpadł w kwalifikacjach
Majchrzak dostał wiadomości z pogróżkami
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany