Iga ugrała jednego gema więcej w porównaniu do przegranej z Greczynką w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. Trudno to nazwać rewanżem. Atletycznie zbudowana 26-latka udowodniła Polce, że tej wciąż trudno się gra z rywalkami silniejszymi fizycznie. Choć po meczu z Jeleną Rybakiną nasza reprezentantka twierdziła, że wie, jakie błędy popełniła w pierwszym meczu z Greczynką, teraz znów nie udało się ich uniknąć. Szczególnie, że Sakkari nie grała kosmicznego tenisa. Była konsekwentna i, po prostu, piekielnie silna.
Jest jednak coś, co cieszy po sobotnim spotkaniu. I jeśli Iga utrzyma taki trend, będzie można złożyć tę porażkę na karb czegoś w rodzaju pecha i szybko o niej zapomnieć. Polka była bowiem niezwykle skupiona, zagraniami szukała idealnych rozwiązań. Choć nie zawsze je znajdowała, widać było stabilną grę Igi. Nie było wyraźnego kryzysu, nie było rozpaczy. Wreszcie nie było frustracji, a zwykła sportowa złość.
Nie zgadzam się z komentatorami, którzy w trakcie meczu twierdzili, że Polka zniknęła, że nie widać jej na korcie, bo nie było w niej starej impulsywności. Jeśli tak, to tylko świadczy o procesie psychicznego dojrzewania, a nie odpuszczenia rywalizacji. Iga przestała płakać i rzucać rakietą. I najwyższy czas. Jestem przekonany w stu procentach, że taka postawa w przyszłości jej pomoże. A już na pewno zapobiegnie sinusoidzie na korcie.
ZOBACZ WIDEO: To jedna z najpiękniejszych WAGs świata. Tym wideo podbija internet
Nie sądzę, aby można było powiedzieć tutaj chociaż słowo o braku motywacji. Szczególnie, że Iga nawet pod sam koniec spotkania wypracowała sobie możliwość zwycięstwa w drugim secie. Ten mecz ani przez chwilę nie był skazany na porażkę.
Choćby z tego powodu decyzja startu w WTA 500 w Ostrawie była słuszna. Takie doświadczenie może bowiem procentować w turniejach większej wagi.
Smutek po przegranej Igi starł z twarzy tenisowych kibiców Hubert Hurkacz. Droga rozwoju 24-latka wydaje się być liniowa. Co turniej Polak jest lepszy, spokojniejszy, wygrywa jakby pewniej. Choć można było się spodziewać, że mecz z Peterem Gojowczykiem Polak wygra łatwiej - to był półfinał, a Niemiec nie znalazł się w nim za darmo. Jakby tego było mało Hurkacz awansował też do finału turnieju debla w parze z Janem Zielińskim.
Polska króluje we francuskim Metz (ATP 250), a nasi reprezentanci przyzwyczajają nas, że nie startują już w turniejach po to, aby dojść jak najdalej. Oni chcą wygrywać i mają wszelkie prawo ku temu, aby liczyć na kolejne laury. Zapowiada się piękny czas. Nie tylko od dziś zresztą.