20-letnia rakieta numer trzynaście na świecie grzmi. - Łatwo patrzy się z boku. Najłatwiej jest siedzieć na trybunie i wygłaszać opinie, albo anonimowo pisać w internecie. Takich „fachowców” nie chce mi się nawet komentować, to nie mój poziom - kończy w rozmowie z Dziennikiem Polskim wątek o zatrudnieniu trenera innego niż ojciec.
Jak miewa się palec serdeczny krakowianki? - Odczuwam jeszcze ból, ale jest znacznie lepiej. Nie noszę już opatrunku, zrobiłam sobie przerwę w treningach. Nie znaczy to, że chodziłam po mieście i robiłam zakupy. Biegałyśmy z Ulą po Central Parku,
grałyśmy w rugby i chodziłyśmy na siłownię. Specjalnie dłużej zostaliśmy w Nowym Jorku, by dokończyć leczenie laserem - opowiada.
Radwańska, uczestniczka dziewięciu ćwierćfinałów w tym sezonie, potwierdza, że dla wielu zawodniczek US Open równa się zakończeniu regularnego sezonu. - Po Nowym Jorku wszyscy mają już trochę dość grania. W tym roku mamy jednak nowość w postaci obowiązkowego turnieju w Pekinie - mówi. Sama zagra jeszcze w Tokio, Linzu i Moskwie. Za swój najlepszy tegoroczny występ uważa Wimbledon.
Po szybkim zakończeniu przygody z Flushing Meadows Isia znacznie okroiła szanse na awans do kończącego sezonu turnieju o mistrzostwo WTA. - Wiele zależy też od tego, jak zagrają inne dziewczyny - mówi o rywalizacji w czołowej dziesiątce rankingu. - Walczę też o „mały Masters”, jak nazywamy imprezę na Bali - mówi o turnieju dla zawodniczek od dziewiątej pozycji w dół. - By tam awansować, musiałabym wygrać w Linzu - wyjaśnia.
Isia oddziela sprawy na korcie od tych prywatnych, ale po otwartym konflikcie z siostrą Ulą podczas meczu deblowego w US Open potwierdza, że zawieszają wspólną grę. Razem zaczynają za to studia, gdzie jeszcze nie wystarały się jednak o indywidualny tok nauczania. Isia nie miała też jeszcze okazji... pobawić się grą na komórkę, której dała twarz i nazwisko.