Chaos, spokój, optymizm i Matka Teresa. One przełamały fatalną serię Polaków

PAP/EPA / KIMIMASA MAYAMA / Na zdjęciu od lewej: Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak and Katarzyna Zillmann
PAP/EPA / KIMIMASA MAYAMA / Na zdjęciu od lewej: Agnieszka Kobus-Zawojska, Marta Wieliczko, Maria Sajdak and Katarzyna Zillmann

Jedna jest wulkanem energii, druga zaraża spokojem. Kolejna optymizmem, a jeszcze inna jest od pomocy i mobilizacji. Razem tworzą znakomity zespół, który od lat przynosi Polakom ogromne sukcesy, a w Tokio przełamał medalową niemoc.

Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Każda z nich inna, ale na swój sposób wyjątkowa. I każdą z nich bardzo trudno scharakteryzować. Właśnie te pytanie od polskich dziennikarzy sprawiło w Tokio najwięcej problemów ich trenerowi. Jakub Urban chwilę się zastanowił i każdą określił jednym słowem.

Chaos

Zawsze jest jej pełno. Ekspresyjna, energiczna, najgłośniejsza, zarażająca uśmiechem. Wydaje się niemożliwe, by wchodząc do łódki potrafiła się skoncentrować tylko na jednym zadaniu. A jednak. Bez szlakowej Katarzyny Zillmann trudno wyobrazić sobie naszą czwórkę podwójną.

- Widziałam tylko ciemność! Słyszałam krzyki, że Holandia, że brąz. I nagle okazało się, że srebro! - mówiła na mecie, jednocześnie płacząc ze wzruszenia i ciesząc z największego sukcesu w karierze.

ZOBACZ WIDEO: Adam Korol komentuje srebrny medal wioślarek. "Będą pewnie całą noc imprezować!"

Po medalu to o niej zrobiło się najgłośniej. Przed kamerami telewizyjnymi pozdrowiła swoją partnerkę, co niestety nie wszystkim się spodobało.

- Że wcześniej rzadko o tym mówiłam? Mnie się wydawało, że nigdy nie byłam ukryta w szafie, a tu się okazuje, że trzeba z niej wyjść tak oficjalnie. Rozmowy z wami po medalowym wyścigu dla mnie nie były przełomowe. Już wcześniej mówiłam o tym w wywiadach, ale z jakichś powodów nie było to publikowane - mówiła.

I zaapelowała do wszystkich, by nie oceniali innych z powodu ich orientacji. - Znajdźmy w sobie empatię i pamiętajmy, że osoby, które spotykamy, mogą właśnie przeżywać trudne dla nich chwile. Nie wbijajmy im szpilek, unikajmy złośliwych komentarzy, bo one mogą zrobić dużą krzywdę.

Optymistka

Na mecie ona również miała swój apel. I także zwróciła się do tych, którzy często bez zastanowienia publikują sądy w internecie i oceniają innych.

- Trzymajcie kciuki za wszystkich polskich sportowców. Pamiętajcie, że my tutaj walczymy też dla was! - mówiła Agnieszka Kobus-Zawojska, najbardziej doświadczona z polskiej osady. Dla niej to już drugi medal igrzysk - pięć lat temu w Rio de Janeiro zdobyła w ten samej konkurencji brąz.

Teraz chciała walczyć o złoto i podczas finału to jej głos był w polskiej łódce najmocniej słyszalny. Srebro też jednak przyjęła z ogromną radością. Kolejna nagroda za lata poświęceń.

Wprost przyznaje, że wioślarstwo jednocześnie kocha i nienawidzi. - Normalny człowiek idzie do pracy, po ośmiu godzinach wraca do domu. A ja wciąż jestem w pracy - przekonuje kibiców. I choć pamięta treningi w salkach z pleśnią na ścianie, nie chce narzekać. Skończyła drugi kierunek studiów, chce być gotowa na zakończenie kariery. 
  
Kiedyś bolało ją, że w jej dyscyplinie gwiazdą jest się raz na cztery lata, choć ma na swoim koncie złote medale mistrzostw świata i Europy. Teraz już nie zamierza się tym przejmować.

Matka Teresa

Chyba musiała zostać sportowcem. Jeśli widzisz w swoim domu medal olimpijski, o motywację nie musisz się martwić. Marta Wieliczko przekonuje, że nie miała obsesji na punkcie srebrnego krążka z igrzysk w Moskwie, który wywalczyła jej mama Małgorzata.

Teraz może powiedzieć: mam i ja!. - Ale chyba nie będziemy się z mamą kłócić, który jest ważniejszy - śmieje się 26-latka. I przekonuje, że nie zabraknie jej motywacji do odnoszenia kolejnych sukcesów.

Według jej mamy z kolejnych igrzysk córka może przywieźć złoto. - Ona jest wręcz stworzona do tego sportu, ma świetne warunki fizyczne, ale też psychiczne. Potrafi całą osadę zmobilizować, pocieszyć, zmotywować do działania - oceniła Małgorzata Dłużewska-Wieliczko w rozmowie z Polsatem Sport.

Co ona na to?

- Medal olimpijski jest jedyny w swoim rodzaju. Zwłaszcza, że został zdobyty po walce do ostatnich metrów. Ale nie będzie myśli, że mam już jeden, to po co mi drugi. Jestem jeszcze młoda, można powalczyć w Paryżu. Trzy lata szybko zlecą - zapewnia.

Spokój

Choć ma już w dorobku dwa medale z igrzysk olimpijskich, podobno nie ma możliwości by się zmieniła. Najbliżsi przekonują, że mimo sukcesów zawsze pozostanie tą samą Marysią, która w autobusie nie odróżnia się od innych.

Dla Marii Sajdak srebro w Tokio musi smakować wyjątkowo. Przecież jesienią ubiegłego roku miała poważny wypadek rowerowy, przez który nie mogła wystartować na mistrzostwach Europy. - Wypadek wyglądał dramatycznie - relacjonowała potem dziennikarzom.

Skończyło się na poważnych stłuczeniach i naderwaniu barku. Na szczęście przygotowania do sezonu olimpijskiego nie zostały sparaliżowane i w Tokio forma była odpowiednia. Co dalej? 30-latka, która jest ostoją osady, nie chce pochopnie podejmować jakichkolwiek decyzji.

- Ten medal już zawsze z nami zostanie. Co dalej? Musimy o tym porozmawiać, nie jest to niemożliwe. Musimy się nacieszyć z tego co teraz, z tego sukcesu. A przede wszystkim wyjechać na wakacje! - zapewniła.

Komentarze (0)