Maciej Mikołajczyk: Tak dobrej zimy w przedolimpijskim sezonie nie spodziewali się chyba najwięksi optymiści. Polacy zdobywali medale mistrzostw świata w biathlonie, narciarstwie klasycznym, a nawet w łyżwiarstwie szybkim. To doskonała wróżba przed nadchodzącymi wielkimi krokami igrzyskami w Soczi…
Andrzej Person: Ponieważ jestem niepoprawnym optymistą, to widzę przed sportami zimowymi najpiękniejsze polskie igrzyska. Cieszę się, że będę mógł dopingować naszych sportowców na żywo. Może ktoś uznać mnie za lekko zwariowanego, ale sądzę, że w Soczi możemy zrównać się osiągnięciami z letnich igrzysk w Londynie! To nie żart. Justyna - trzy razy podium, skoczkowie co najmniej dwa medale. Poza tym biathlon też wróci ze zdobyczami, bo wierzę w nasze dziewczyny! A łyżwy? Oczywiście. A tak na poważnie - stawiam na minimum cztery medale, maksimum - może nawet osiem!
W marcu premier Tusk na konferencji prasowej mówił, że Polska ma realne szanse, by w 2022 roku wspólnie ze Słowacją zorganizować zimowe igrzyska. Na jakim etapie są obecnie prace i obustronne rozmowy nad olimpijskim projektem?
- Pytanie wyjątkowo aktualne, bo siódmego listopada, w najbliższy czwartek, Polski Komitet Olimpijski oficjalnie zgłosi kandydaturę Krakowa do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku. Oczywiście kandydatura jest wspólna ze Słowacją, ale wymogiem MKOL-u jest jedno miasto - organizator z możliwością odbycia części igrzysk w sąsiednim regionie. Mamy dzisiaj wspólny komitet kandydatury, mamy stowarzyszenie przygotowujące do wyborów, mamy dużo dobrych pomysłów i przede wszystkim poparcie dla Krakowa i dla Jasnej na Słowacji. Pyta pan o rywali? Na dzisiaj wiemy, że są: Ałmaty z Kazachstanu, Oslo i wiemy, że dziesiątego listopada będzie referendum w Monachium, które zaprezentuje opinię mieszkańców Bawarii na temat igrzysk. Wycofała się oficjalnie Barcelona. Nie słychać propozycji Ukrainy i Bułgarii, które wcześniej wypowiadały się na ten temat. Przypomnę, że termin składania wniosków mija już 14 listopada. Natomiast akta kandydatury należy wysłać za rok. Ostateczna decyzja zapadnie w lipcu 2015 roku podczas sesji MKOL-u w Singapurze. Nie ulega wątpliwości, że Monachium będzie głównym faworytem do zwycięstwa. Nikt jednak w naszym obozie nie przejmuje się takimi spekulacjami. Jagna Marczułajtis i jej drużyna pracuje z ogromnym entuzjazmem i zapałem.
Na igrzyska w Polsce szanse wciąż są, ale tematu MŚ pod Giewontem póki co nie będzie. Zakopane ostatecznie zrezygnowało z walki o organizację mistrzostw globu w 2019 roku. Jest pan zaskoczony taką, a nie inną decyzją radnych miasta i Tatrzańskiego Związku Narciarskiego?
- "Krakowiacy i górale" - zna pan redaktor tę operę? Ciągle trwa. Trudno o wspólne stanowisko jednych i drugich. Bez wzajemnego wsparcia walka o mistrzostwa świata kończyła się wynikiem jednego lub dwóch głosów.
Do końca roku jeszcze niespełna dwa miesiące, a 2013 przyniósł nam już wiele sportowych wydarzeń, niekoniecznie przyjemnych. Jednym z nich było przyznanie się do dopingu Lance’a Armstronga. Pan jako kibic do końca wierzył w uczciwość Amerykanina, czy może przeczuwał, że bierze on niedozwolone środki?
- Mój przyjaciel - redaktor Wyrzykowski, który był bliskim kolegą Armstronga, odwiedzał go w domu i pisał mnóstwo artykułów w L'Equipe na temat Amerykanina i od lat, od jego powrotu do zdrowia, nie wierzył w czystość tego kolarza. Wyrzykowski twierdzi, że dawny Lance, a ten po chorobie, to byli różni ludzie. Ten nowy - arogancki, butny, nieprzyjemny dla kolegów i znajomych. Całe środowisko przypuszczało, że coś w tym musi być, bo siedem razy Tour de France nie wygrywa się na schabowym z kapustą.
Podczas gdy polscy sportowcy w rozgrywkach indywidualnych jakoś sobie radzą, to ich rodacy w grach zespołowych spisują się ostatnio zdecydowanie poniżej oczekiwań. Piłkarze w walce o Rio wyprzedzili tylko Mołdawię i San Marino, a wyniki koszykarzy, siatkarek i siatkarzy lepiej byłoby pominąć…
- Powiedzmy sobie szczerze, że to gry zespołowe są solą sportu. W latach 60-tych i później panowała taka teoria, że Polacy są indywidualistami i nie nadają się do gier drużynowych. Hubert Wagner i Kazimierz Górski tę bzdurną teorię obalili z hukiem. Niestety po latach wszystko wróciło do normy. Klęska za klęską w tych najpopularniejszych grach. Wiele lat pracy od podstaw, jednolite szkolenie świetnie wyselekcjonowanych młodych sportowców to droga do celu. Zbyszek Boniek przywołuje swój przykład sprzed blisko pół wieku: codziennie kilka godzin gry na podwórku, a dopiero potem, popołudniu trening w klubie, w Zawiszy. - "Dzisiaj mama przywozi synka samochodem na trening. Chłopak ma piękną koszulkę spodenki i drogie buty, tylko, że po tych dwóch godzinach zajęć wracają z mamą do domu. Messi z niego nie wyrośnie, oczywiście dobrze, że dzieciak biega na świeżym powietrzu" - kończy prezes PZPN.
Czy jest jakaś nieolimpijska dyscyplina, którą z chęcią włączyłby Pan do programu igrzysk? Na spore wsparcie m.in. w postaci Kim Clijsters, Andre Agassiego, czy Rogera Federera może liczyć np. squash.
- Przede wszystkim cieszę się, że zapasy pozostały w rodzinie olimpijskiej na wiele, mam nadzieję, lat. Pewnie Pana zaskoczę zupełnie kosmicznym pomysłem, ale skoro papież Franciszek planuje podobno mianować kobietę kardynałem, to ja mogę pofantazjować i zaproponować wreszcie na igrzyskach...sporty motorowe! Wiem, że oficjalnie są zabronione, ale wyobraźmy sobie na torze Formułę 1, a w następnym tygodniu w tym samym miejscu motocykle! Prawda, że wszyscy fanatycy ryku silników byliby zachwyceni, a sami kierowcy na podium? Bajka!
W Rio będziemy mogli emocjonować się rywalizacją golfistów. Jak ocenia Pan aktualny stan tej dyscypliny w naszym kraju?
- Akurat obchodziliśmy dwudziestolecie polskiego golfa. To dobry moment na podsumowanie. Szkoci grają już 500 lat. I pewnie taka wciąż jest różnica miedzy nami. Gra kilka tysięcy Polaków i to jest fajne, ale wyniki sportowe wciąż są na etapie oczekiwań. Mamy kilku zdolnych juniorów - o jednym z nich, Adrianie Meronku, gdy prowadził w amatorskich mistrzostwach Wielkiej Brytanii, napisał nawet "Times". No bo dla nich, to jakby Eskimosi wylądowali na Marsie. Trzymamy też kciuki za naszą golfistkę Martynę Mierzwę, która realnie oceniając, ma większe, chociaż też niezbyt duże, szanse na Rio niż chłopcy. Martyna wróciła ze studiów w USA. Robi coraz większe postępy i kilka dobrych wyników w przyszłym sezonie dałoby jej miejsce na igrzyskach. Oczywiście pamiętajmy, że stanie się tak w sytuacji, gdy około 200 Amerykanek, Koreanek i Japonek, wyprzedzających na liście Polkę zostanie wyeliminowanych z igrzysk, ponieważ każdy kraj mogą reprezentować dwie zawodniczki i zawodnicy.
Za nami mistrzostwa globu w podnoszeniu ciężarów we Wrocławiu. Niestety, gospodarze nie wypadli na pomoście zbyt dobrze i kibice w Hali Stulecia nie doczekali się w końcu Mazurka Dąbrowskiego…
- Za to odzyskaliśmy medale mistrzostw Europy, więc może po badaniach antydopingowych dowiemy się, że we Wrocławiu Polacy stali na podium. Generalnie to wszystko jest przykre. Pewność co do rezultatów mamy dopiero po wynikach kontroli. Wierzę w prezesa Kołeckiego i ciężką pracę zawodników. Współczuję Dołędze i liczę, że w Rio znów będzie w porządku za sprawa braci Zielińskich, Bonka i młodych, jeszcze mniej doświadczonych zawodników.
Na koniec - z racji tego, że jesteśmy świeżo po Wszystkich Świętych i Zaduszkach, pytanie o wspomnienie wybitnej osobistości, która odeszła od nas w 2013 roku. Kogo ze świata sportu najbardziej będzie Panu brakowało?
- Rozmawiamy tuż po informacji o śmierci Gerarda Cieślika. Wie pan, jestem z pokolenia, które wzruszone ze łzami w oczach odbierało dwie bramki pana Gerarda w meczu ze znienawidzonym Związkiem Sowieckim na Śląskim w 1957 roku. Takiej atmosfery i takiego szczęścia kibiców już nigdy potem nie było. Poza tym znakomity koszykarz Janusz Wichowski nie doczekał się niestety obchodów 60-lecia srebrnego medalu zdobytego przez polską drużynę we Wrocławiu. Dla mnie prawie każde sportowe nazwisko w czarnej ramce to wiele wspomnień i wzruszeń na stadionach i halach.
Widzę zimą najpiękniejsze polskie igrzyska - rozmowa z Andrzejem Personem
Olimpijski attache w Londynie - Andrzej Person w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przewiduje udane dla Polski igrzyska w Soczi i proponuje, by do olimpijskiej rodziny dołączyć sporty motorowe.
Źródło artykułu: