W lutym 2006 roku Valentino Rossi pojawił się w Walencji, gdzie organizowano testy Formuły 1. Włoch otrzymał do dyspozycji bolid Ferrari, które wtedy przeżywało świetny okres w królowej sportów motorowych. Ekipa z Maranello miała jednak świadomość, że lada moment z F1 pożegna się Michael Schumacher i powoli rozglądała się za jego zastępcą. Rossi, mający mnóstwo fanów we Włoszech, w barwach włoskiego zespołu? Ten szalony pomysł mógł się udać.
Rossi na tor w Walencji wyjechał u boku takich zawodników jak Fernando Alonso, Jenson Button, Felipe Massa, Nico Rosberg czy Robert Kubica. Bardzo szybko okazało się, że Włoch ma talent nie tylko do dwóch kółek. Za kierownicą Ferrari włoski motocyklista wykręcił wynik gorszy o 0.7 s. od Schumachera. Niemiec jedno okrążenie pokonał w czasie 1:11.640, podczas gdy Rossi na jedno "kółko" obiektu w Walencji potrzebował 1:12.362. - Nawet nie udzieliłem mu żadnej porady - mówił wtedy Schumacher.
Dla Rossiego nie był to pierwszy test za kierownicą bolidu F1. Pierwszy raz miał okazję jeździć pojazdem Formuły 1 w roku 2004, jednak tamto wydarzenie miało bardziej charakter eventu promocyjnego. Po dwóch latach Rossi myślał już o F1 na poważnie. Miał już na swoim koncie siedem tytułów mistrza świata i perspektywę, w której będzie mu trudno walczyć o kolejne sukcesy w MotoGP z młodszym pokoleniem motocyklistów.
Ferrari próbowało przekonać Rossiego do F1 na wiele sposobów. Luca di Montezemolo wpadł nawet na pomysł, by najlepsze zespoły mogły wystawiać po trzech zawodników. Włoch był zdania, że lepiej jeśli w stawce rywalizować będą trzy Ferrari, aniżeli do startu przystąpi mała i niekonkurencyjna ekipa. W pewnym momencie Rossi zaczął nawet współpracować z Marcem Gene, który był kierowcą testowym Ferrari. Gene miał mu pomóc lepiej zrozumieć zachowanie bolidu F1. - To było intensywne i interesujące przeżycie. Mam za sobą sporo kilometrów w tym bolidzie i zaczynam go rozumieć - komentował wtedy Rossi.
ZOBACZ WIDEO Ewa Brodnicka: z Ewą Piątkowską już nigdy się nie pogodzimy
Efekt był taki, że w lutym 2006 roku Włoch był w stanie jechać na poziomie Schumachera i Massy, którzy mieli reprezentować Ferrari w F1 w nadchodzącym sezonie. - Czułem się jak w domu i nie miałem żadnych problemów. Może potrzebowałbym jeszcze treningów na mokrej nawierzchni - twierdził.
W roku 2006 Rossi przegrał tytuł mistrzowski w MotoGP z Nicky Haydenem, ale też na jakiś czas zamknął sobie możliwość przejścia do Formuły 1. W trakcie trwania sezonu Schumacher ogłosił zakończenie kariery, a Ferrari w jego miejsce ściągnęło Kimiego Raikkonena. W tej sytuacji "Doctor" przedłużył swoją umowę z Yamahą. W późniejszych latach Rossi zdobył kolejne i ostatnie tytuły mistrzowskie w MotoGP (sezony 2008, 2009).
Rossi jest jednak wielkim fanem czterech kółek, o czym świadczą jego zimowe występy w Rajdzie Monza, który kilkukrotnie wygrywał. Włoch wracał też do bolidu Ferrari w sezonach 2008 i 2010, ale tym razem była to bardziej forma zabawy niż poważne testy. - Valentino byłby doskonałym kierowcą F1, ale obrał inną drugą. Jest jednak częścią rodziny Ferrari i dlatego daliśmy mu szansę - powiedział w 2010 roku Stefano Domenicali, który pełnił wtedy funkcję szefa teamu z Maranello.
"Doctor" pozostał wierny motocyklom i zapewne nie żałuje swojej decyzji. Poza okresem spędzonym w Ducati (lata 2011-2012), Rossi ciągle udowadnia, że stać go na zwycięstwa w MotoGP. Włoch marzy o upragnionym dziesiątym tytule mistrzowskim, co jest jego główną motywacją i dlatego przedłużył umowę z Yamahą do końca 2018 roku. Coraz głośniej mówi się jednak, że to ostatni kontrakt Włocha w MotoGP. Później nadejdzie nowy rozdział w jego karierze. Włoch będzie mieć wtedy 39 lat i na starty w F1 będzie za późno. - Może wybiorę Rajd Dakar albo wyścigi długodystansowe? - zastanawiał się ostatnio.
Łukasz Kuczera