Do upadku Pola Espargaro doszło podczas rozgrzewki przed wyścigiem MotoGP o Grand Prix Czech. Kierownictwo Red Bull KTM Factory Racing bardzo szybko poinformowało, że Hiszpan został odwieziony do szpitala z podejrzeniem złamania obojczyka i nie weźmie udziału w rywalizacji na torze w Brnie.
Jak się okazało, obrażenia 27-latka były znacznie poważniejsze. Ze względu na uraz rdzenia kręgowego, początkowo Hiszpan nie miał czucia w kończynach. - Było gorzej niż się zapowiadało. Jeszcze w ostatni wtorek nie mógł niczego dotknąć rękami. Zanim został przetransportowany do szpitala w Barcelonie, był bardzo zmartwiony. Nie czuł rąk, nie czuł nóg - powiedział starszy brat Pola, Aleix.
W przypadku hiszpańskiego motocyklisty kluczowy okazał się czas. - Po kilku dniach, gdy ktoś go dotknął, zaczął czuć ból. Na pewno to były przerażające chwile. Rozmawialiśmy z neurochirurgami i powiedzieli nam, że miał mnóstwo szczęścia, bo przez pierwsze dwa dni od wypadku nie wyglądało to najlepiej. Nawet nie myślał o ściganiu, bo był zmartwiony swoim zdrowiem - dodał starszy z braci Espargaro.
Dopiero w nocy z środy na czwartek stan Espargaro polepszył się i zaczął on ruszać rękami. - W końcu mógł zacząć dotykać rzeczy palcami. Musi jednak zostać w szpitalu, na pewno będzie tam nadal w przyszłym tygodniu. Lekarze na razie nie mają wielu informacji, jeśli chodzi o uraz jego rdzenia kręgowego. Może być tak, że za dwa-trzy dni wszystko będzie dobrze, a może to potrwać znacznie dłużej. Dlatego musimy czekać. Trudno oczekiwać, by zaczął się ruszać, nie mówiąc już o ściganiu, dopóki nie będziemy mieć pełnych informacji - podsumował Espargaro.
ZOBACZ WIDEO Rok temu był płacz, dziś jest złoto. Paulina Guba: życie przewróciło się do góry nogami