Chciał wyrzucić rywala z toru przy ponad 300 km/h?! "To było zamierzone"

Twitter / MotoGP / Na zdjęciu: Jack Miller (czerwony motocykl) w walce z Joanem Mirem
Twitter / MotoGP / Na zdjęciu: Jack Miller (czerwony motocykl) w walce z Joanem Mirem

Gorąco zrobiło się w świecie MotoGP, po ataku jaki Jack Miller przypuścił na Joana Mira w GP Doha. Australijczyk oskarżany jest o chęć celowego wyrzucenia rywala z toru. Wszystko przy prędkości ponad 300 km/h.

Jack Miller i Joan Mir korzystają z motocykli Ducati i Suzuki, których charakterystyka jest zupełnie inna. Te pierwsze słyną z dużej prędkości maksymalnej i niezłego przyspieszenia, te drugie bardzo dobrze zachowują się w zakrętach. Dlatego Mir w GP Doha miał spore problemy z wyprzedzeniem Millera.

Aktualny mistrz świata MotoGP w dziesiątym zakręcie zdecydował się na ostry atak na Millera, podczas którego popełnił błąd, co mogło się zakończyć upadkiem.

- To było jedyne miejsce, gdzie mogłem go wyprzedzić. Jack zostawił mi tam przestrzeń, doszło do drobnego kontaktu. To był manewr ryzykowny i na limicie, ale nie przekroczyłem tam granicy. Potem wystawiłem nogę, by go przeprosić - wytłumaczył Mir, cytowany przez motorsport.com.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę

Tyle że Miller najwidoczniej przeprosin nie przyjął, bo na kolejnym okrążeniu próbował wyrzucić rywala poza tor. Sytuacja miała miejsce na prostej startowej, gdzie maszyny MotoGP rozpędzają się od 300 km/h do ponad 350 km/h.

- Zobaczyłem Jacka, który poruszał głową w moim kierunku. Widział mnie i wyprzedził, musiałem wjechać na krawężniki, a i tak doszło do kontaktu. Prawie mieliśmy wypadek na prostej. To było ryzykowne, bardzo niebezpieczne i myślę, że to było celowe - oskarżył Hiszpan swojego rywala.

Sędziowie analizowali ten incydent, ale nie nałożyli kary na Millera. - Nasz zespół musi ocenić, czy nie złożyć jakiegoś odwołania w tej sprawie. Na pewno trzeba temu poświęcić uwagę. Jeśli to było zamierzone, to zasługuje na karę - dodał Mir.

Sam Miller stwierdził, że tego typu incydenty wynikają z charakterystyki toru Losail w Katarze, a kara dla niego byłaby "niewłaściwa". - Było kilka kontaktów w tym wyścigu. Co chwilę ktoś się stykał. Po incydencie z Mirem obaj ścigaliśmy się nadal, więc niewiele mam do dodania. Sam zostałem w tym wyścigu trafiony z trzy razy - podsumował.

Czytaj także:
Stracił szacunek do pewnych osób. Toto Wolff szczerze o F1
Robert Kubica uchyla rąbka tajemnicy

Komentarze (0)