Tak chronią kierowców podczas wyścigów: walka z "miękkimi barierami"

Kierowcy ryzykują życiem podczas wyścigów, a organizatorzy myślą, jak zapewnić im bezpieczeństwo. Na razie w tej rywalizacji nie ma zwycięzcy.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Wszyscy pamiętamy dramatyczne wydarzenia z 1994 roku. Podczas Grand Prix na torze Imola życie straciło dwóch kierowców - Roland Ratzenberger i Ayrton Senna. Ten drugi zginął uderzony przez elementy przytwierdzone do oderwanego koła swojego bolidu, kiedy dobił do betonowej ściany. Austriak zaś zmarł po wpakowaniu się w barierę ochronną.

Ratzenberger w chwili śmierci miał na liczniku nie mniej niż 314 km/godz. Budowa bolidów poprawiła się od tamtej pory, auta są bezpieczniejsze, jednak nie ma mowy, aby zupełnie wyeliminować śmiertelne wypadki. Jednym ze sposobów na zmniejszenie liczby dramatycznych wydarzeń są specjalne bariery ochronne.

Uratowany przez "ścianę"

Kierowcy są chronieni m.in. przez punktowe pasy bezpieczeństwa czy wzmocnione zagłówki. Problem zaczyna się, kiedy rozpędzony samochód wypada z toru. Inżynierowie odpowiedzialni za bezpieczeństwo od dawna pracują nad stworzeniem barier, które pochłaniałyby jak najwięcej energii po wypadku.

Pierwsze próby podjęto ponad dwadzieścia lat temu, jednak nadal mamy do czynienia z betonowymi murkami, na których rozbijają się kierowcy i gdzie dochodzi do tragedii. Nie udało się do tej pory przygotować i wyprodukować barierki, która chroniłaby zawodników w wystarczającym stopniu.

- Nie pamiętam już, kiedy pierwszy raz pojawił się pomysł "miękkich ścian". To był początek lat dziewięćdziesiątych - powiedział Leo Mehl, dyrektor wykonawczy Indy Racing League odpowiedzialny m.in. za bezpieczeństwo. - Nie było jednak dostatecznie wielkiej determinacji, żeby sprawę pociągnąć do końca. Potrzeba było dużych pieniędzy na badania, których efekty nie były do przewidzenia.

Kierowca, po dobiciu do takiej ściany, miał się odbić, a barierka - po zamortyzowaniu uderzenia - powinna powrócić do swoich pierwotnych kształtów. Wykonane z polietylenu nie działały jednak prawidłowo. W 1998 roku doszło do wypadku, kiedy jeden z kierowców wbił się w "miękką ścianę". Wydawało się, że Arie Luyendyk zginie, bowiem wypadek wyglądał bardzo groźnie.

Przeżył, ale zarówno od samochodu, jak i barierki oderwało się mnóstwo drobnych kawałków, które zaśmieciły cały tor, zagrażając bezpieczeństwu innych zawodników. Co więcej, ściana nie zamortyzowała uderzenia tak, jak liczył na to Mehl. Badania wykazały jednak, że Luyendyk nieszczęśliwie uderzył w barierę pod kątem, który spowodował największe zniszczenia samochodu.

- Nie przewidzieliśmy, że barierka zadziała jak sprężyna i wypchnie kierowcę ponownie na tor - powiedział Mehl.

Nowa technologia

Zamiast przebudować tamtejszą technologię, inżynier z uniwersytetu w Nebrasce, Dean Sicking, wymyślił coś innego. On i jego zespół zajmował się bezpieczeństwem drogowym. Opracowali technologię budowy ścianki ochronnej, która zawierała w środku rurki wypełnione pianką, co miało zmniejszyć efekty zderzenia.

Początkowo nie przeszły one wszystkich prób, bowiem brakowało pieniędzy na ostateczne sprawdzenie, jak barierka zachowa się w przypadku kolizji, kiedy z całym impetem dobije do niej samochód.

Do tego dochodził duży koszt budowy - około 2000 dolarów za metr, co kilkanaście lat temu było sporym wydatkiem. Umieszczano więc barierki w miejscach, gdzie najczęściej dochodziło do wypadków i... tak jest do tej pory. Nic lepszego jeszcze nie wymyślono.

Minęło prawie 15 lat od pierwszych murków z pianką, a np. na wyścigach z serii NASCAR nadal nie wszystkie tory mają odpowiednie zabezpieczenie. Rok temu podczas wyścigu połamał się Kyle Busch, ciężkiego urazu kręgosłupa doznał Austin Theriault. Mieli pecha, bo dobili do miejsca bez ochrony.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×