Kiedy wszystkie zespoły nabijały kolejne kilometry podczas testów na włoskim torze Monza, Robert Kubica rozdawał autografy, rozmawiał z dziennikarzami lub przesiadywał w garażu. W tym czasie jego zespół ByKolles dopiero składał auto. W trakcie testów team Polaka przejechał zaledwie sześć okrążeń. Auto prowadził drugi z kierowców, Brytyjczyk Oliver Webb. Na ostatnim kółku uszkodzeniu uległo tylne skrzydło i o kontynuowaniu jazd nie było mowy. Na dwa tygodnie przed startem sezonu (16 kwietnia na Silverstone) ekipa ByKolles nie wie na czym stoi. Po raz pierwszy w karierze Kubica przed pierwszym wyścigiem więcej kilometrów na torze zrobił pieszo niż za kierownicą samochodu.
- Nie ma o czym mówić. Bardzo ważne było, aby pojeździć, bo już wcześniej mieliśmy opóźnienia. Po przyjeździe na Monzę najpierw czekaliśmy na podzespoły, a potem w ogóle nie byliśmy w stanie jeździć. Sytuacja jest nieciekawa - przyznaje Kubica w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".
Dla lepszego zobrazowania sytuacji, kierowcy fabrycznego zespołu Toyoty przejechali podczas testów ponad 600 okrążeń. Japoński team może pracować już nad ustawieniami na pierwsze zawody, z kolei dla prywatnego ByKolles wyścig na Silverstone tak naprawdę będzie dopiero zapoznaniem z samochodem.
- Musimy się lepiej przygotować. Nie ma sensu robić wszystkiego na ostatnią chwilę, przyjeżdżać na prolog sezonu i montować auto na torze. Samochód stoi na kołach od piątku rano, a wyjeżdża z garażu w sobotę wieczorem. To się mija z celem. Jak przyjeżdżamy pojeździć, to mamy jeździć, a jeśli mamy podstawić auto, żeby ładnie wyglądało, to ja mogę wystawić samochody, które mam w garażu - mówi ironicznie polski kierowca.
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze