Zawodnik Śląska Wrocław znalazł się w potężnych tarapatach. Grozi mu aż 10 lat więzienia. Jego obrońca będzie próbował złagodzić okoliczności zdarzenia i przekazać sprawę pod nadzór wojskowy. To jedyna szansa na niższy wyrok.
18 września 2017 roku, Lubsko, 14-tysięczna miejscowość przy zachodniej granicy Polski. Patrol policji puka do jednego z mieszkań. Funkcjonariusze są wezwani do rodzinnej sprzeczki. Otwierają się drzwi i akcja nabiera tempa. Znany zapaśnik występujący w Śląsku Wrocław, medalista mistrzostw kraju, reprezentant Polski - Erwin I. - łamie nos jednemu z policjantów, drugiego mocno bije.
Wkrótce pod budynkiem pojawia się kolejnych dziesięciu funkcjonariuszy. Według nieoficjalnych informacji, sportowiec wpada w szał, bije na oślep... Po kilkunastu minutach policjantom w końcu udaje się obezwładnić 100-kilogramowego zapaśnika. O całej sprawie pisaliśmy w WP SportoweFakty kilka tygodni temu (czytaj TUTAJ >>).
Dokumenty gdzieś krążą, wyników nie ma
Co słychać nowego w tej sprawie?
- Pobrano próbki na obecność w organizmie zapaśnika alkoholu i narkotyków - informował nas pod koniec września rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze, Zbigniew Fąfera.
Minęło sześć tygodni. Jakie są wyniki? - Niestety, nadal nie mamy dokumentów - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty Fąfera. - Tak na marginesie, odesłaliśmy sprawę do wydziału zajmującego się sprawami wojskowych we wrocławskiej prokuraturze.
Erwin I. to zawodowy żołnierz. Jeszcze do niedawna byłby sądzony przez wojskowe służby, lecz po reformie sądowniczej jego sprawa trafiła do cywilnej prokuratury, jednak być może już wkrótce będzie nadzorowana właśnie przez wydział ds. wojskowych. Zadzwoniliśmy do Wrocławia. - Niestety, nie mam żadnych dokumentów - mówi nam prokurator Janusz Ochocki. - Sprawę znam z mediów. Są dwie możliwości: albo dokumenty jeszcze "idą" do nas, albo są w Poznaniu, bo tam jest wydział ds. wojskowych. My we Wrocławiu jesteśmy tylko działem.
ZOBACZ WIDEO: Zawodniczki pole dance odcinają się od klubów go-go. Duże perspektywy przed nowym sportem
Być może rzeczywiście pomylił się Fąfera. Chcieliśmy to sprawdzić. Niestety, nie udało nam się nic ustalić w poznańskiej prokuraturze. Mimo kilku prób.
Mama jeździ na widzenia
- To cholernie smutna sprawa - komentuje Józef Tracz, były doskonały zapaśnika, trzykrotny medalista olimpijski, a obecnie jeden z trenerów Erwina I. w Śląsku Wrocław. - Chłopak był na początku kariery, miał talent, świetnie się zapowiadał, a tutaj taka sprawa. Pomagamy mu wyjść z tego bagna.
Owszem, wszystkie trzy kluby zapaśnika (z Lubska, Żar i obecny z Wrocławia) wynajęły obrońcę, który ma reprezentować go przed prokuraturą i potem sądem. Problem w tym, że Erwin I. nie pomaga. Początkowo przebywał w areszcie śledczym w Wołowie. - Nie był jednak zbyt pokorny - informuje Marek Wałachowski, dyrektor sportowy w Polskim Związku Zapaśniczym. - Przynajmniej takie wieści mam od trenerów Śląska. Dlatego został przeniesiony.
Kilka innych źródeł potwierdziło nam taką informację. Erwin I. zachowywał się irracjonalnie, nie chciał podporządkować się zasadom panującym w areszcie, był z nim kłopot. Miesiąc temu wylądował więc w Poznaniu.
- Tak, potwierdzam, został przeniesiony - dodaje Fąfera.
W Poznaniu Erwina I. odwiedza matka. Prosiliśmy ją o rozmowę. Odmówiła. Nie jest gotowa mówić o problemach syna w mediach. Jej znajomi z Lubska i Gubina (gdzie obecnie mieszka) nieoficjalnie potwierdzili nam, że bardzo przeżywa całą sytuację. Na całe szczęście ma oparcie w byłych i obecnych trenerach syna. - Gdyby nie ta pomoc, to nie poradziłaby sobie, nie wiedziałaby, jak załatwić mecenasa, a Erwin dostałby pewnie kogoś z urzędu, który nie poradziłby sobie z tą sprawą - mówią.
Smutek matki pogłębia również fakt, że do sprzeczki doszło w mieszkaniu brata Erwina - w Lubsku. Co prawda - podobno - zapaśnik nie ma pretensji za całą sytuację do najbliższych. Wie, że jego wybuch agresji doprowadził do sytuacji, w jakiej się znalazł. A nie telefon na policję z prośbą o interwencję, który wykonała partnerka jego brata.
Przeżywa załamanie nerwowe?
Dowiedzieliśmy się, że obrońca zapaśnika próbuje przeforsować w prokuraturze wniosek o badania psychologiczne. - Codziennie go widziałem, trenowałem, wyjeżdżaliśmy na wielotygodniowe zgrupowania. Ostatnie w maju 2017, w Giżycku. Ani razu, podkreślam: ani razu, nie byłem świadkiem wybuchu u niego agresji - mówił nam we wrześniu inny trener Śląska i przy okazji trener kadry narodowej (został zwolniony w październiku 2017), Andrzej Maksymiuk.
Wszyscy podkreślają, że Erwin I. był człowiekiem spokojnym. Być może więc przeżywa załamanie nerwowe, ma problemy psychiczne, może depresję? Pytań wiele, badania powinny nieco wyjaśnić całą sytuację. - Moim zdaniem to podstawa, aby w ogóle dalej iść z tą sprawą, aby w ogóle móc go sądzić - twierdzi Tracz.
Wedle różnych źródeł zbliżonych do prokuratury przenosiny z Wołowa do Poznania nie muszą się wiązać tylko i wyłącznie z agresywnym zachowaniem zapaśnika, ale właśnie z badaniami psychologicznymi. W stolicy Wielkopolski po prostu mogą być przeprowadzone. W Wołowie - nie bardzo.
- Gdyby okazało się, że jest, albo był w tamtej chwili, niepoczytalny, to rzuci na sprawę nowe światło - mówił nam jeszcze we wrześniu Fąfera.
- Chłopak jest załamany, zamknął się w sobie - dodaje Tracz. - Jego mama płacze, że go wręcz nie poznaje. Jest z nim utrudniony kontakt. Chciałbym go jeszcze zobaczyć na macie, chciałbym go czegoś jeszcze nauczyć, chciałbym cieszyć się z jego medali...
Erwinowi I. za na napaść na funkcjonariuszy na służbie grozi aż do 10 lat więzienia.