Adam Małysz po konkursie drużynowym: Wyszedłem strasznie wysoko, myślałem, że odlecę dalej

Nie udało się w ostatnim konkursie drużynowym w karierze Adama Małysza stanąć polskiej reprezentacji na podium. Małysz jak zwykle był najlepszym z Polaków, ale nawet gdyby Stefan Hula nie zepsuł skoku, ale skoczył na miarę swoich możliwości, do podium pewnie trochę by zabrakło. - Słoweńcy byli po prostu lepsi - ocenił Małysz.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Małysz z pewnością liczył, że w ostatnim konkursie drużynowym w karierze uda się zająć miejsce na podium. Niestety, choć seria próbna napawała optymizmem, w konkursie nie poszło już tak dobrze. Polacy znów byli tuż za podium. - Słoweńcy w sobotę byli po prostu od nas lepsi. Trochę zabrakło do upragnionego miejsca na podium. Pamiętajmy, że to są loty, w których wszystko może się wydarzyć. Myślę, że nasze skoki były przyzwoite - ocenił Adam Małysz.

Strach i przejęcie na twarzy naszego mistrza pojawiło się po wyjściu z progu Kamila Stocha w ostatnim skoku. - Przestraszyłem się bardzo, bo Kamilowi narty odeszły po wyjściu z progu. To są naprawdę ciężkie chwile. Na skoczniach mamucich nawet najmniejszy błąd może być bardzo kosztowny. To nie są przelewki. Wyglądało to bardzo niebezpiecznie. Kamil zachował się jednak dobrze. Widać, że jego doświadczenie jest już znacznie większe i wie, jak reagować w takich sytuacjach. Nie tylko opanował trudną sytuację, ale jeszcze wyciągnął z tego skoku sporo metrów - pochwalił młodszego kolegę Małysz.

Równą, dobrą formę prezentował przez cały weekend w Planicy Piotr Żyła, co bardzo ucieszyło kapitana reprezentacji Polski. - Piotr skoczył super, bijąc po raz kolejny swój rekord życiowy. Idzie normalnie jak strzała. Oby tak dalej. W tym sezonie już nie wystartuje, ale cała kariera przed nim. Jest jeszcze młody i może wiele zdziałać. Oby rozwijał się tak dobrze jak w tym sezonie - dodaje Małysz.

Polskie podium rozwiało się praktycznie po drugiej próbie Stefana Huli. Po jego skoku stało się jasne, że jeśli któryś ze Słoweńców nie zepsuje skoku, o podium Polacy mogą zapomnieć. Pretensji do swojego kolegi absolutnie nie miał Adam Małysz. - Stefan Hula nie był tutaj może w jakiejś wielkiej formie, ale skakał całkiem przyzwoicie. Nikt nie ma do niego pretensji za ten ostatni skok - powiedział nasz mistrz.

A jak sam Adam Małysz ocenił swoje sobotnie próby na Velikance? - Nie były to może jakieś wielkie skoki, ale solidne, można powiedzieć, że dobre. W pierwszym skoku wyszedłem bardzo wysoko z progu. Wydawało mi się, że polecę jeszcze dalej. Niestety, zabrakło w drugiej fazie szybkości. Drugi skok był także całkiem przyzwoity. Być może zabrakło trochę wiaterku na dole. Leciałem wysoko i wydawało się, że uda się wyciągnąć z tego jeszcze kilka metrów. W końcówce jednak przyciągnęło mnie od razu do ziemi. Za dobrych warunków na dole najwyraźniej nie było - tłumaczył Małysz.

Austriacy wyprzedzili drugich Norwegów pod względem długości o ponad 100 metrów, nokautując praktycznie wszystkich rywali. - Jest to rzeczywiście przepaść, tym bardziej, że Norwegowie to są także świetni lotnicy. Nie powinni aż tyle odstawać od Austriaków. Morgenstern i spółka są jednak obecnie w wyśmienitej formie. Teraz nie ma na nich mocnych - uważa polski skoczek.

Mika Kojonkowski kończący pracę z reprezentacją Norwegii, po ostatnim skoku zjechał z buli na nartach. Co oryginalnego na niedzielę przygotuje Adam Małysz, który w Planicy kończy karierę sportową w Pucharze Świata? - Mikę na dole jeszcze oblali szampanem, więc było prawie jak na zawodach Formuły 1 - śmieje się Adam Małysz. - Każdy próbuje karierę ze skokami zakończyć widowiskowo. Jakby nie było skoki są bardzo widowiskową dyscypliną sportu. Fajnie, że jeszcze przez takie wydarzenia dodaje się im kolorytu. Przeżyłem w skokach wiele pięknych chwil. Mika także i na koniec chciał pewnie zrobić coś wyjątkowego i to zrobił. Ja imprezę pożegnalną mam w Zakopanem i może tam coś wyjątkowego wymyślę. Póki co, zostały mi jeszcze niedzielne loty na Velikance i dwa na pożegnanie na Wielkiej Krokwi - kończy legenda skoków narciarskich.

Z Planicy

dla SportoweFakty.pl

Maciej Kmiecik

Źródło artykułu: