W zależności od siły i kierunku wiatru oraz wysokości belki startowej zawodnicy mogą zyskiwać lub tracić punkty, które są następnie dodawane lub odejmowane od noty za skok. System wprowadzony na stałe od sezonu 2010/2011 wciąż budzi jednak sporo kontrowersji. Przeliczniki wpływają niekiedy znacząco na rezultaty - zdarza się, że nawet znakomita odległość nie da miejsca w ścisłej czołówce, gdyż zawodnik traci punkty za wiatr, a oglądanie konkursu na żywo potrafi być z tego powodu niezrozumiałe dla kibiców stojących pod skocznią.
Wszystko to sprawiło, że Alexander Stoeckl, austriacki trener norweskich skoczków, proponuje poważne zmiany. - Nie tylko ja uważam, że należałoby zrezygnować z tych punktów. Zamiast tego wprowadźmy dodatkowe metry. Powiedzmy że zawodnik skoczył 125 metrów, a do tego dostanie jeszcze 3,9 metra kompensacji z uwagi na wiatr. To będzie zrozumiałe - powiedział Stoeckl.
- Wprowadzenie zasad uwzględniających wiatr i belkę startową było koniecznością, ale to musi być prostsze i łatwiej zrozumiałe dla kibiców. Popieram pomysł Stoeckla - dodał Espen Bredesen, mistrz olimpijski z 1994 roku, dziś ekspert telewizji NRK. - Widzowie patrzą przede wszystkim na długość skoku. Jeśli będą mieć podaną odległość, a obok niej na ekranie ilość metrów do dodania lub odjęcia, to będzie to prostsze do śledzenia, niż gdy dodajemy i odejmujemy punkty. Będzie to też bardziej sprawiedliwe. Kamil Stoch w Innsbrucku miał niezwykłego pecha. Obecne zasady nie zrekompensowały mu tego, że skakał w złych warunkach. System nie zawsze jest fair, traktuje identycznie oba rodzaje wiatru. Przykładowo przy identycznej sile wiatru wiejącego z przodu straci się tyle samo punktów, co zyska przy identycznej sile wiatru wiejącego z tyłu. Dla skoczków te dwa rodzaje wiatru to jednak ogromna różnica. Nad tym wszystkim trzeba jeszcze się zastanowić. Te zasady wiele dały, ale cały czas jest jeszcze co poprawiać - powiedział Bredesen.